Do napisania tam,mam nadzieję,że kiedyś powrócę również tutaj. ;)
We Want To Die With You
sobota, 18 października 2014
Zawieszam bloga
Mogę napisać piękną przemowę,ale tego nie zrobię.Chce tylko przekazać informacje i znikam.Próbuje od początku pod nowym adresem - http://oneofthebig-four.blogspot.com/
poniedziałek, 13 października 2014
4.Nowa,psychiczna Ślizgonka na eliksirach
-Ok,to nie jest śmieszne!
Nie wiedziałam gdzie jestem.Otaczała mnie ciemność,nigdzie nie było nawet malutkiego promienia.Próbowałam uszczypnąć się w ramię,aby się wybudzić,lecz na nic moje chęci.Stałam,bez żadnej możliwości wyjścia z tego psychodelicznego korytarza.Miałam już zacząć krzyczeć wniebogłosy,ale coś za mną błysnęło zielonym światłem.Odwróciłam głowę,zielony strumień światła powrócił.Ruszyłam ostrożnie w jego stronę.To był błąd.Ciemność znikła,wszystko było idealnie widać.Kamienne,zaniedbane ściany otaczały mnie ze wszech stron.Nie minęła nawet minuta,a zaczęły pędził w kierunku mojej osoby.Poczułam jak powoli zaczyna mi brakować powietrza.Zawsze nie cierpiałam ciasnych pomieszczeń.Niektórzy boją się pająków,inni szyszymor,ale ja nienawidzę ciasnoty.
Przymknęła powieki,aby się uspokoić.Nic to nie dało.Serce waliło mi w piersi,dłonie były śliskie od potu,a głowa pękała od wizji zdarzeń,możliwy teraz do spełnienia.
Sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów,by wyciągnąć z niej różdżkę.Nie było jej tam.Nigdy w życiu nie czułam się bardziej bezbronna,nawet spotkanie z Aragogiem,pajęczym przyjacielem Hagrida było niczym z porównaniu z tym.
-Witaj Julio Rose.
Przerażający,wysoki,lodowaty głos dobiegł do moich uszów,paraliżując całe ciało.Ściany zatrzymały się zaledwie milimetr od biodra.
Poczułam zimną kończynę na ramieniu.Zanim zdążyłam zareagować wszystko się rozpłynęło.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Natychmiast wyprostowałam się do siadu.Dzwony,budzące cały budynek biły głośno,co oznaczało,że pora wstawać.
Spojrzałam na łóżka moich współlokatorek.Wszystkie były już schludnie zaścielone i co najważniejsze puste.
Westchnęłam bezradnie.Jeśli bycie Ślizgonką wiązało się z wstawaniem o świcie,to wole należeć do Hufflepuffu.Wsunęłam stopy w ciepłe kapcie i w szlafroku ruszyłam do łazienki,znajdującej się obok wyjścia na korytarz.
Bycie największym śpiochem w całym domu ma jednak swoje pozytywy,ponieważ mogłam spędzić pod prysznicem więcej czasu,nie martwiąc się o dziewczyny,czatujące pod drzwiami.
Potrafiłabym stać tak w nieskończoność,delektując się zapachem lawendowego żelu pod prysznic,ale gdy woda stawała się coraz zimniejsza zdecydowałam,że pora wyjść.Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i spojrzałam w lustro,wiszące nad marmurowa umywalką.Nic niezwykłego.Zwyczajna Julia Rose.Duże,niebieskie oczy i piegi na polikach,bez żadnych udziwnień w postaci ostrych rys twarzy czy blizn.Chwyciłam w ręce pukiel wilgotnych włosów i przejechał po nim szczotką.Często doprowadzały mnie do rozpaczy.Miliony dziewczyn marzą o falistych,długich,blond włosach.Nie życzę im takiego losu.Nigdy nie mogłam ich nosić rozpuszczonych,ponieważ albo grzywka wpadała mi do oczu,albo moje kłaki,stawały się za bardzo faliste i wyglądały jak po spotkaniu z Hipogryfem.Już chwytałam gumkę do włosów,gdy wpadłam na szalony pomysł.Co jeśliby je tak ściąć?Nie na krótko,ale tak do ramion?Spojrzałam tęsknie na nożyczki,leżące na szafce.Że też ktoś musiał je wyjąć,aby były w zasięgu mojego wzroku.
Pokusa zmiany była za wielka.Dopiero,gdy jasne włosy,padały na dywanik,zdałam sobie sprawę z swojej głupoty.Matka przez lata powtarzała mi jak to ważne jest,aby dziewczyna z szanowanej rodziny nosiła wykwitnę fryzury.Ale,przecież nie golę się na łyso.Po prostu skracam je o parę centymetrów.
Teraz,gdy zamiast ciężkich włosów,sięgających do pasa ujrzałam fale,spływające mi po ramionach zdołałam się uśmiechnąć.Jeszcze raz poprawiłam tył i wyrzuciłam martwe kosmyki do kosza.
W ubiorze nie miałam tak wielkiego pola do popisu.Jedyne co mogłam zrobić,to rozpiąć nieco bardziej koszulę,pod szyją i rozluźnić zielony krawat.Zdziwiłam się jak bardzo spodobał mi się jego jadowicie zielony kolor.Zawiązałam moje,sięgające łydek,ukochane,znoszone martensy.
Jedyne co mi pozostało to zrobienie drapieżnej kreski nad okiem i przejechanie malinowym błyszczykiem po ustach.
Oddaliłam się trochę,aby ocenić całokształt.Wyglądałam jak dziwka,czyli jak Ślizgonka z krwi i kości.
Pora nie przedłużać tego całego cyrku.Chwyciłam torbę i pobiegłam na śniadanie.Gdy znalazłam się w Wielkiej Sali nocny koszmar wydał mi się śmiesznie nierealny.Całe pomieszczenie wzbudzało we mnie pewność siebie nawet swoimi rozmiarami.Nie mam pojęcia,jak wchodząc tu na Ceremonie Przydziału,zaledwie dzień wcześniej mogłam czuć się nie komfortowo.Pełna dziwnej energii,wypełniającej mnie od środka,zajęłam miejsce przy stole Slytherinu.
Nawet nie zdawałam sobie z sprawy,z tego jakie wielkie zainteresowanie wzbudziłam wśród zebranych.Nott mierzył mnie wzrokiem,a twarz Pansy zastygła w zdziwieniu.O właśnie taki efekt mi chodziło.Niech zobaczą,że era Gryffindoru się skończyła.
-Ta słynna,ślizgońska uprzejmość jest nie do zniesienia.-Powiedziałam,ładując do ust tosta.-Naprawdę można przez nią zwariować.
Poprawiłam torbę i ponownie ruszyłam do lochów na pierwszą lekcję eliksirów w tym roku.Zawsze lubiłam tą lekcję.Głównym powodem były sukcesy,jakie na niej odnosiłam.W piątej klasie doszło nawet do zdania SUM-a z tego przedmiotu na "Wybitny",co było w moim wypadku nie lada wyczynem.Miałam wrodzoną trudność do nauki,a jakby jeszcze tego było mało przed egzaminami i testami dopadał mnie stres.Był on oczywiście nie do zniesienia,a ja nic nie mogłam z nim zrobić.Z warzeniem eliksirów nie wiązało się nic.Trzeba było co prawda nauczyć się składu naparu,lecz jakoś nie sprawiało mi to większych trudności.W tym roku byłam sceptycznie do wszelkiej nauki.Wiedziałam,że zamiast ślęczeć nad mapą nieba czy inkantacjami zaklęć,mogłam zdobywać informacje o pannie Riddle.Moje myśli znowu zmieniły kurs,powracając do Funesti.Dlaczego Czarny Pan dopiero teraz zainteresował się życiem swojego jedynego dziecka?To oczywiste.Ta dziewczyna ma jakąś potężną moc,której Voldemort tak bardzo pragnie.Poczułam dziwne współczucie dla osoby,zupełnie mi nie znanej.Funesti zostanie wtajemniczona w najstraszniejsze sprawy Śmierciożercó,o których znaniu treści mogłam jedynie pomarzyć.Nie mam pojęcia kim jest i jaki ma charakter,ale boję się o nią i mam nadzieję,że czeka ją lepszy scenariusz,niż ten,który właśnie rodzi się w mojej wyobraźni.
Gdy dotarłam pod klasę,o mały włos nie wróciłabym na górę.Wiedziałam oczywiście o punktualności innych domów,ale jeszcze chwile temu nie miałam do niej głowy.Przede mną stali wszyscy Puchoni,Krukoni i co najgorsze,Gryfoni z siódmych klas,którzy dalej uczyli się eliksirów.Ścisnęłam mocno materiał koszuli i bez słowa przeszłam obok Krukonów,aby przysiąść na kamiennej ławce w kącie przejścia.
-Że też wszyscy zdali.-Usłyszałam słodki głos przy uchu.-Liczyłam na spokojny rok.
Odwróciłam głowę.Obok mnie siedziała Daphne,jedna z dziewczyn,z którymi dzieliłam dormitorium.
Jak na dobrze wychowaną przystało,uśmiechnęłam się przyjaźnie.Miałam szczerą nadzieję,że to wystarczy.Myliłam się.Dziewczyna przyglądała mi się z uwagą,jakby była fotografem,szukającym odpowiedniej modelki.
-Ładnie ci tak.
-Dzięki.-Zdołałam wydukać i wlepiłam wzrok w czarne buty.
-Pewnie cię nienawidzą,co?
Wskazała palcem w stronę Golden Trio.Mój wzrok,jak głupi podążył w tym kierunku.Hermiona,jak zwykle przeglądała podręcznik,a Harry i Ron rozmawiali,śmiejąc się co chwilę.Po minie Ginny,stojącej nieopodal wywnioskowałam,że tematem jest któraś z dziewczyn,stojących przy filarze.Poczułam jak niewidzialne ostrze wbija się w moje i tak okaleczone serce.Nie wyglądają na szczególnie dotkniętych brakiem mojego towarzystwa,wręcz przeciwnie.
-Mam to w nosie.-Odpowiedziałam,nie odrywając od nich oczu.-Jestem w Slythernie,prawda?
-A wszyscy mówili,że będziesz oporna na zmiany.I co?Wyszłaś na przemowie Dumbledore'a,pierwszego dnia zadziwiasz wyglądem i jeszcze ignorujesz uczniów,innych domów.Jestem po wrażeniem.
Ostrze rozpłynęło się pod wpływem przyjemnego ciepła.Czemu nie spróbować i zaprzyjaźnić się z młodą Greengrass?
-Dzięki.Wydajesz się inna,niż inne Ślizgonki.
Dziewczyna wybuchła melodycznym śmiechem,przywodzącym na myśl dźwięk dzwonków,powiewających na wietrze.
-Jeśli chodzi o Pansy,to trzeba jej przypaść do gustu.Czystość Krwi też ma w tym dużą rolę,ale jedno wiąże się z drugim.
-Zdrajców nie toleruje.
-Patrząc na wszystko pod innym kątem,to tak jakby wróciłaś do zwyczajnego stanu.-Mówiąc to jej twarz spoważniała.Zawsze podziwiałam ludzi,potrafiących tak łatwo okiełznać emocję.-Tytuł Zdrajczyni Krwi otrzymałaś po Ceremonii Przydziału,gdy trafiłaś do tych pozerów.Teraz,choć to ostatni rok,jesteś w odpowiednim miejscu.Nawet Pan zmięknie.
Ponownie zabrzmiały dzwony.Tym razem nie był to jednak śmiech Daphne.Drzwi otworzyły się,Ginny znikła za zakrętem,a uczniowie zaczęli narzekać na rozpoczęcie roku szkolnego.
Jak brzmi mugolskie przysłowie : "Do odważnych świat należy",jako pierwsza przekroczyłam próg sali.Wyglądała zupełnie inaczej,niż za czasów Snape'a.Jedną z największym zmian było na pewno zwiększenie ilości świec i porządne porządki.Po kurzu zbierającym się przez ostanie siedem lat nie było,ani śladu.Wszystko lśniło,jakby było nowe.Zajmując miejsce na końcu klasy,ciekawość nowego nauczyciela zżerała mnie od środka.
Gdy wszyscy usiedli w ławkach usłyszałam,jak obcasy stukają o kamienną posadzkę.Czyli jest to kobieta albo mężczyzna typu Lockhart.
-Eliksiry.Jeden z ważniejszych przedmiotów nauczanych w tej szkole.-Teraz byłam pewna,że nowy nauczyciel jest płci żeńskiej.Głos,który dochodził,tak naprawdę znikąd był wysoki,lecz jednocześnie ochrypły,jak podczas choroby.-Niewielu udaję się osiągnąć idealny poziom,ale liczę,że z moją pomocą,choć jedno z was będzie znało wszelkie tajemnice mikstur.
Coś z tyły huknęło,ale nie zdążyłam zobaczyć co,ponieważ na pomiędzy ławkami pojawiła się wysoka kobieta o białych włosach i niezwykle błękitnych oczach.Wila-to jedyne co przyszło mi do głowy.Znałam Fleur Delacur,więc wiedziałam jak takowa wygląda,sama wiele razy byłam z nią mylona,na co zawsze reagowałam śmiechem.
Piękność zwęziła oczy i zwróciła je na coś za mną.
-Jestem wyrozumiała,ale nie znoszę spóźnień.Mam nadzieję,że to pierwszy i ostatni raz.Siadaj.
Na moje nieszczęście odsunęło się krzesło przy moim stanowisku.Spóźnialskim nie był kto inny,jak naczelny leń Hogwartu Draco Malfoy.
-Pierwszy dzień beze mnie i już taki poślizg.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego,kto jest obok niego.Wyraźnie był tym tak bardzo "zachwycony",jak ja.
Nie wiedziałam gdzie jestem.Otaczała mnie ciemność,nigdzie nie było nawet malutkiego promienia.Próbowałam uszczypnąć się w ramię,aby się wybudzić,lecz na nic moje chęci.Stałam,bez żadnej możliwości wyjścia z tego psychodelicznego korytarza.Miałam już zacząć krzyczeć wniebogłosy,ale coś za mną błysnęło zielonym światłem.Odwróciłam głowę,zielony strumień światła powrócił.Ruszyłam ostrożnie w jego stronę.To był błąd.Ciemność znikła,wszystko było idealnie widać.Kamienne,zaniedbane ściany otaczały mnie ze wszech stron.Nie minęła nawet minuta,a zaczęły pędził w kierunku mojej osoby.Poczułam jak powoli zaczyna mi brakować powietrza.Zawsze nie cierpiałam ciasnych pomieszczeń.Niektórzy boją się pająków,inni szyszymor,ale ja nienawidzę ciasnoty.
Przymknęła powieki,aby się uspokoić.Nic to nie dało.Serce waliło mi w piersi,dłonie były śliskie od potu,a głowa pękała od wizji zdarzeń,możliwy teraz do spełnienia.
Sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów,by wyciągnąć z niej różdżkę.Nie było jej tam.Nigdy w życiu nie czułam się bardziej bezbronna,nawet spotkanie z Aragogiem,pajęczym przyjacielem Hagrida było niczym z porównaniu z tym.
-Witaj Julio Rose.
Przerażający,wysoki,lodowaty głos dobiegł do moich uszów,paraliżując całe ciało.Ściany zatrzymały się zaledwie milimetr od biodra.
Poczułam zimną kończynę na ramieniu.Zanim zdążyłam zareagować wszystko się rozpłynęło.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Natychmiast wyprostowałam się do siadu.Dzwony,budzące cały budynek biły głośno,co oznaczało,że pora wstawać.
Spojrzałam na łóżka moich współlokatorek.Wszystkie były już schludnie zaścielone i co najważniejsze puste.
Westchnęłam bezradnie.Jeśli bycie Ślizgonką wiązało się z wstawaniem o świcie,to wole należeć do Hufflepuffu.Wsunęłam stopy w ciepłe kapcie i w szlafroku ruszyłam do łazienki,znajdującej się obok wyjścia na korytarz.
Bycie największym śpiochem w całym domu ma jednak swoje pozytywy,ponieważ mogłam spędzić pod prysznicem więcej czasu,nie martwiąc się o dziewczyny,czatujące pod drzwiami.
Potrafiłabym stać tak w nieskończoność,delektując się zapachem lawendowego żelu pod prysznic,ale gdy woda stawała się coraz zimniejsza zdecydowałam,że pora wyjść.Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i spojrzałam w lustro,wiszące nad marmurowa umywalką.Nic niezwykłego.Zwyczajna Julia Rose.Duże,niebieskie oczy i piegi na polikach,bez żadnych udziwnień w postaci ostrych rys twarzy czy blizn.Chwyciłam w ręce pukiel wilgotnych włosów i przejechał po nim szczotką.Często doprowadzały mnie do rozpaczy.Miliony dziewczyn marzą o falistych,długich,blond włosach.Nie życzę im takiego losu.Nigdy nie mogłam ich nosić rozpuszczonych,ponieważ albo grzywka wpadała mi do oczu,albo moje kłaki,stawały się za bardzo faliste i wyglądały jak po spotkaniu z Hipogryfem.Już chwytałam gumkę do włosów,gdy wpadłam na szalony pomysł.Co jeśliby je tak ściąć?Nie na krótko,ale tak do ramion?Spojrzałam tęsknie na nożyczki,leżące na szafce.Że też ktoś musiał je wyjąć,aby były w zasięgu mojego wzroku.
Pokusa zmiany była za wielka.Dopiero,gdy jasne włosy,padały na dywanik,zdałam sobie sprawę z swojej głupoty.Matka przez lata powtarzała mi jak to ważne jest,aby dziewczyna z szanowanej rodziny nosiła wykwitnę fryzury.Ale,przecież nie golę się na łyso.Po prostu skracam je o parę centymetrów.
Teraz,gdy zamiast ciężkich włosów,sięgających do pasa ujrzałam fale,spływające mi po ramionach zdołałam się uśmiechnąć.Jeszcze raz poprawiłam tył i wyrzuciłam martwe kosmyki do kosza.
W ubiorze nie miałam tak wielkiego pola do popisu.Jedyne co mogłam zrobić,to rozpiąć nieco bardziej koszulę,pod szyją i rozluźnić zielony krawat.Zdziwiłam się jak bardzo spodobał mi się jego jadowicie zielony kolor.Zawiązałam moje,sięgające łydek,ukochane,znoszone martensy.
Jedyne co mi pozostało to zrobienie drapieżnej kreski nad okiem i przejechanie malinowym błyszczykiem po ustach.
Oddaliłam się trochę,aby ocenić całokształt.Wyglądałam jak dziwka,czyli jak Ślizgonka z krwi i kości.
Pora nie przedłużać tego całego cyrku.Chwyciłam torbę i pobiegłam na śniadanie.Gdy znalazłam się w Wielkiej Sali nocny koszmar wydał mi się śmiesznie nierealny.Całe pomieszczenie wzbudzało we mnie pewność siebie nawet swoimi rozmiarami.Nie mam pojęcia,jak wchodząc tu na Ceremonie Przydziału,zaledwie dzień wcześniej mogłam czuć się nie komfortowo.Pełna dziwnej energii,wypełniającej mnie od środka,zajęłam miejsce przy stole Slytherinu.
Nawet nie zdawałam sobie z sprawy,z tego jakie wielkie zainteresowanie wzbudziłam wśród zebranych.Nott mierzył mnie wzrokiem,a twarz Pansy zastygła w zdziwieniu.O właśnie taki efekt mi chodziło.Niech zobaczą,że era Gryffindoru się skończyła.
-Ta słynna,ślizgońska uprzejmość jest nie do zniesienia.-Powiedziałam,ładując do ust tosta.-Naprawdę można przez nią zwariować.
Poprawiłam torbę i ponownie ruszyłam do lochów na pierwszą lekcję eliksirów w tym roku.Zawsze lubiłam tą lekcję.Głównym powodem były sukcesy,jakie na niej odnosiłam.W piątej klasie doszło nawet do zdania SUM-a z tego przedmiotu na "Wybitny",co było w moim wypadku nie lada wyczynem.Miałam wrodzoną trudność do nauki,a jakby jeszcze tego było mało przed egzaminami i testami dopadał mnie stres.Był on oczywiście nie do zniesienia,a ja nic nie mogłam z nim zrobić.Z warzeniem eliksirów nie wiązało się nic.Trzeba było co prawda nauczyć się składu naparu,lecz jakoś nie sprawiało mi to większych trudności.W tym roku byłam sceptycznie do wszelkiej nauki.Wiedziałam,że zamiast ślęczeć nad mapą nieba czy inkantacjami zaklęć,mogłam zdobywać informacje o pannie Riddle.Moje myśli znowu zmieniły kurs,powracając do Funesti.Dlaczego Czarny Pan dopiero teraz zainteresował się życiem swojego jedynego dziecka?To oczywiste.Ta dziewczyna ma jakąś potężną moc,której Voldemort tak bardzo pragnie.Poczułam dziwne współczucie dla osoby,zupełnie mi nie znanej.Funesti zostanie wtajemniczona w najstraszniejsze sprawy Śmierciożercó,o których znaniu treści mogłam jedynie pomarzyć.Nie mam pojęcia kim jest i jaki ma charakter,ale boję się o nią i mam nadzieję,że czeka ją lepszy scenariusz,niż ten,który właśnie rodzi się w mojej wyobraźni.
Gdy dotarłam pod klasę,o mały włos nie wróciłabym na górę.Wiedziałam oczywiście o punktualności innych domów,ale jeszcze chwile temu nie miałam do niej głowy.Przede mną stali wszyscy Puchoni,Krukoni i co najgorsze,Gryfoni z siódmych klas,którzy dalej uczyli się eliksirów.Ścisnęłam mocno materiał koszuli i bez słowa przeszłam obok Krukonów,aby przysiąść na kamiennej ławce w kącie przejścia.
-Że też wszyscy zdali.-Usłyszałam słodki głos przy uchu.-Liczyłam na spokojny rok.
Odwróciłam głowę.Obok mnie siedziała Daphne,jedna z dziewczyn,z którymi dzieliłam dormitorium.
Jak na dobrze wychowaną przystało,uśmiechnęłam się przyjaźnie.Miałam szczerą nadzieję,że to wystarczy.Myliłam się.Dziewczyna przyglądała mi się z uwagą,jakby była fotografem,szukającym odpowiedniej modelki.
-Ładnie ci tak.
-Dzięki.-Zdołałam wydukać i wlepiłam wzrok w czarne buty.
-Pewnie cię nienawidzą,co?
Wskazała palcem w stronę Golden Trio.Mój wzrok,jak głupi podążył w tym kierunku.Hermiona,jak zwykle przeglądała podręcznik,a Harry i Ron rozmawiali,śmiejąc się co chwilę.Po minie Ginny,stojącej nieopodal wywnioskowałam,że tematem jest któraś z dziewczyn,stojących przy filarze.Poczułam jak niewidzialne ostrze wbija się w moje i tak okaleczone serce.Nie wyglądają na szczególnie dotkniętych brakiem mojego towarzystwa,wręcz przeciwnie.
-Mam to w nosie.-Odpowiedziałam,nie odrywając od nich oczu.-Jestem w Slythernie,prawda?
-A wszyscy mówili,że będziesz oporna na zmiany.I co?Wyszłaś na przemowie Dumbledore'a,pierwszego dnia zadziwiasz wyglądem i jeszcze ignorujesz uczniów,innych domów.Jestem po wrażeniem.
Ostrze rozpłynęło się pod wpływem przyjemnego ciepła.Czemu nie spróbować i zaprzyjaźnić się z młodą Greengrass?
-Dzięki.Wydajesz się inna,niż inne Ślizgonki.
Dziewczyna wybuchła melodycznym śmiechem,przywodzącym na myśl dźwięk dzwonków,powiewających na wietrze.
-Jeśli chodzi o Pansy,to trzeba jej przypaść do gustu.Czystość Krwi też ma w tym dużą rolę,ale jedno wiąże się z drugim.
-Zdrajców nie toleruje.
-Patrząc na wszystko pod innym kątem,to tak jakby wróciłaś do zwyczajnego stanu.-Mówiąc to jej twarz spoważniała.Zawsze podziwiałam ludzi,potrafiących tak łatwo okiełznać emocję.-Tytuł Zdrajczyni Krwi otrzymałaś po Ceremonii Przydziału,gdy trafiłaś do tych pozerów.Teraz,choć to ostatni rok,jesteś w odpowiednim miejscu.Nawet Pan zmięknie.
Ponownie zabrzmiały dzwony.Tym razem nie był to jednak śmiech Daphne.Drzwi otworzyły się,Ginny znikła za zakrętem,a uczniowie zaczęli narzekać na rozpoczęcie roku szkolnego.
Jak brzmi mugolskie przysłowie : "Do odważnych świat należy",jako pierwsza przekroczyłam próg sali.Wyglądała zupełnie inaczej,niż za czasów Snape'a.Jedną z największym zmian było na pewno zwiększenie ilości świec i porządne porządki.Po kurzu zbierającym się przez ostanie siedem lat nie było,ani śladu.Wszystko lśniło,jakby było nowe.Zajmując miejsce na końcu klasy,ciekawość nowego nauczyciela zżerała mnie od środka.
Gdy wszyscy usiedli w ławkach usłyszałam,jak obcasy stukają o kamienną posadzkę.Czyli jest to kobieta albo mężczyzna typu Lockhart.
-Eliksiry.Jeden z ważniejszych przedmiotów nauczanych w tej szkole.-Teraz byłam pewna,że nowy nauczyciel jest płci żeńskiej.Głos,który dochodził,tak naprawdę znikąd był wysoki,lecz jednocześnie ochrypły,jak podczas choroby.-Niewielu udaję się osiągnąć idealny poziom,ale liczę,że z moją pomocą,choć jedno z was będzie znało wszelkie tajemnice mikstur.
Coś z tyły huknęło,ale nie zdążyłam zobaczyć co,ponieważ na pomiędzy ławkami pojawiła się wysoka kobieta o białych włosach i niezwykle błękitnych oczach.Wila-to jedyne co przyszło mi do głowy.Znałam Fleur Delacur,więc wiedziałam jak takowa wygląda,sama wiele razy byłam z nią mylona,na co zawsze reagowałam śmiechem.
Piękność zwęziła oczy i zwróciła je na coś za mną.
-Jestem wyrozumiała,ale nie znoszę spóźnień.Mam nadzieję,że to pierwszy i ostatni raz.Siadaj.
Na moje nieszczęście odsunęło się krzesło przy moim stanowisku.Spóźnialskim nie był kto inny,jak naczelny leń Hogwartu Draco Malfoy.
-Pierwszy dzień beze mnie i już taki poślizg.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego,kto jest obok niego.Wyraźnie był tym tak bardzo "zachwycony",jak ja.
-Skoro już wszyscy się zebrali pora,abym się przedstawiła.-Złapała za różdżkę i wyczarowała nią zawinięte litery tworzące słowa : Viviane Camomille.
Hermiona była bliska omdlenia na te wyrazy.Pewnie znała to nazwisko z książek,dla mnie zupełnie obcych.
-Na początek chce ocenić wasz dotychczasowy poziom.Wszystkie informacje na tema Eliksiru Wiggenowego,który będziecie przygotowywać znajdziecie na stronie 143.Powodzenia.
Uśmiechnęłam się w duchu.Wiele razy potajemnie sporządzałam ten eliksir dla kontuzjowanych Gryfonów po meczu w quidditcha.
-Dlaczego przyszedłeś,tak późno?-Zapytałam Dracona,obrywając płatki ciemiernika.
-Ciekawość jeszcze kiedyś cię zabiję,Rosie.
Wzdrygnęłam się na wspomnienie ciemnego korytarza.Nie mógł lepiej dobrać słów.
-To nie była odpowiedź.
Spojrzał na mnie z politowaniem.
-To,że spędziłaś połowę życia z Panną-Chce-Wiedzieć-Wszystko,nie oznacza,że musisz być taka jak ona.
-Powiedź mi tylko,czy ma to związek z Sam Wiesz Kim.
-Nie.
Nie wierzyłam mu,ale bez słowa powróciłam do pracy.Czyli doszło do momentu,gdy cudny Draco Malfoy nie ma zamiaru o sobie mówić.Zaraz Neville zostanie Aurorem,a Flinch wyskoczy z czarami.
Po upływie dwudziestu minut eliksir był gotowy i leniwie pływał w kociołku.Jego czysto zielona barwa wzbudzała we mnie nadzieję na dobrą ocenę.
-Stop!
Camomille jednym ruchem różdżki przyciągnęła do siebie wszystkie kociołki i zabrała się za testowanie ich na ususzonych liściach.
-Zakład,że Granger zbierze wszystkie pochwały?
Popatrzyłam się na blondyna pytająco.Czyżby był dzisiaj Dzień Dobroci dla Szlam?
-Nie wierzysz w swoje umiejętności,Smoku?
Puścił mi perskie oko i wskazał na nauczycielkę,chwalącą Hermionę.Po raz pierwszy,odkąd ją poznałam poczułam się zirytowana jej zachowaniem.Nie wystarczy jej,że jest pupilkiem dotychczasowych nauczycieli?Musi wszystkich usilnie do siebie przekonać?Francuzka odeszła,a burza brąz włosów odwróciła się moją stronę.
-Rozumiem,że jesteś Szlamą i musisz nadrabiać to zarozumialstwem,ale bez przesady!
Jej zaciśnięta pięść wprawiła mnie w świetny nastrój.
-Nareszcie wiem co w tym takiego widzicie.-Powiedziałam do Malfoya i odeszłam,porozmawiać z profesor.
Trafiłam idealnie,ponieważ przyglądała się właśnie mojemu "dziełu".Wraz z jej uśmiechem,oznaczającym dobrze wykonaną pracę,wzrastała we mnie duma.Nie tylko Granger potrafi zadowolić nauczycieli.
-Powyżej oczekiwań czy wybitny?-Zapytała,nawet nie racząc mnie spojrzeniem.
-Wybitny.
Nie przejęła się moim tonem wyższości,idealnie pasującym do charakteru Slytherinu,wręcz przeciwnie,usta wygięła w serdeczny uśmiech i poklepała mnie po ramieniu.
-Pochodzisz z rodziny Czystej Krwi,prawda?
Pokiwałam dumnie głową.Przynajmniej teraz nie muszę wstydzić się swojego pochodzenia,tylko szczęśliwie je ogłaszać.
-Znałam twoją matkę.Przewspaniała kobieta,w przeciwieństwie do ciebie miała dwie lewe ręce do eliksirów,ale uwielbiałam astronomię i ogólnie kosmos,gwiazdy.Nic dziwnego,z takim imieniem trudno,żeby było inaczej.
Chwila,coś mi tu nie pasuję.Odkąd moja mama miała niezwykle imię?
-Dziękuje.
Odeszłam na swoje miejsce w dziwnym osłupieniu.Jeśli Hyacinth jest kosmiczne,to nie wiem co powiedzieć o Julii?
-Muszę przyznać,że profesor Snape was porządnie wyszkolił.Chciałabym wyróżnić Gryffindor i Slytherin,dając mu po pięć punktów.
Uszczęśliwiona dodatkowymi punktami zebrałam swoje rzeczy.Tylko jedno nie dawało mi spokoju.Dlaczego nowa profesor mówiła w tak dziwny sposób o mojej rodzicielce?
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszy rozdział na tym blogu,pisany "na kolanie".Siedziałam w parku z słuchawkami na uszach i rysowałam jakieś kreski w notatniku.Zaczęło się,gdy zabrzmiały dźwięki This Is War zespołu,który też sprawił,że zmieniłam się i to bardzo.30 Seconds to Mars.Tomo i Shannon zaczynają grać,dołącza się Jared,a ja mam już w głowie zarys rozdziału.Pojawia się lider,wyrzutek,zwycięzca i mesjasz,a ja mam już napisaną pierwszą cześć.Patrzę na moje koślawe pismo,czytam i mi się podoba.Piszę dalej,nie patrząc na ludzi,którzy patrzą się na wariatkę,mruczącą coś pod nosem.Słońce zachodzi.Zamiast wojny jest huragan.Mam całość.
Wszystko psuję się w momencie,gdy siadam przed komputerem i zdaję sobie sprawę,że wszystko napisane jest z perspektywy głównej bohaterki,nie jak w poprzednich tekstach,osoby trzeciej.Po dwóch godzinach kombinowania i wrzeszczenia na wszystko co się rusza wracam do pierwotnej wersji.Ta,choć podczas wojny,była najlepsza.
"We will fight to the death" ♥
Odeszłam na swoje miejsce w dziwnym osłupieniu.Jeśli Hyacinth jest kosmiczne,to nie wiem co powiedzieć o Julii?
-Muszę przyznać,że profesor Snape was porządnie wyszkolił.Chciałabym wyróżnić Gryffindor i Slytherin,dając mu po pięć punktów.
Uszczęśliwiona dodatkowymi punktami zebrałam swoje rzeczy.Tylko jedno nie dawało mi spokoju.Dlaczego nowa profesor mówiła w tak dziwny sposób o mojej rodzicielce?
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszy rozdział na tym blogu,pisany "na kolanie".Siedziałam w parku z słuchawkami na uszach i rysowałam jakieś kreski w notatniku.Zaczęło się,gdy zabrzmiały dźwięki This Is War zespołu,który też sprawił,że zmieniłam się i to bardzo.30 Seconds to Mars.Tomo i Shannon zaczynają grać,dołącza się Jared,a ja mam już w głowie zarys rozdziału.Pojawia się lider,wyrzutek,zwycięzca i mesjasz,a ja mam już napisaną pierwszą cześć.Patrzę na moje koślawe pismo,czytam i mi się podoba.Piszę dalej,nie patrząc na ludzi,którzy patrzą się na wariatkę,mruczącą coś pod nosem.Słońce zachodzi.Zamiast wojny jest huragan.Mam całość.
Wszystko psuję się w momencie,gdy siadam przed komputerem i zdaję sobie sprawę,że wszystko napisane jest z perspektywy głównej bohaterki,nie jak w poprzednich tekstach,osoby trzeciej.Po dwóch godzinach kombinowania i wrzeszczenia na wszystko co się rusza wracam do pierwotnej wersji.Ta,choć podczas wojny,była najlepsza.
"We will fight to the death" ♥
czwartek, 9 października 2014
3.Tiara Przydziału,złośliwa małolata i lochy.
Julia przepychała się przez tłum uczniów.Nigdy nie zwracała uwagi na ich ilość,lecz teraz,gdy była sama,zaczęła tracić oddech,a serce kołatało jej w sercu.Powróciły wspomnienia z pierwszego dnia,nie znała nikogo poza paroma Ślizgonami,ale nigdy się z nimi nie dogadywała,Chris był zajęty obowiązkami prefekta,więc nawet nie mógł jej jakoś pomóc.Ona jedna,mała,tłum ludzi,a wszyscy dla niej nieznajomi.Pod koniec uczty była tak zestresowana,że zemdlała i była pierwszą pacjentką w tamtym roku szkolnym.Nagły ból głowy uświadomił jej,jak blisko była tego stanu.Oczy zaszły jej łzami,zbladła,oczy stały się dwukrotnie większe.Zatrzymała się.Najlepiej się wycofać,pojawić się pod koniec Ceremonii Przydziału.Zrobiła jeden krok w tył.Pech chciał,że nadepnęła na stopę pewnego złośliwego Ślizgona.
-Strach cię obleciał?-Oczy Dracona zmierzyły ją od głowy,aż po stopy.Westchnął teatralnie i wziął jej drżącą dłoń.-Tak jak myślałem.
Nie powiedziała ani słowa podczas,gdy prowadził ją do Wielkiej Sali.Była mu wdzięczna i jednocześnie zawstydzona jego czynami.Było tak jak się spodziewał,zachowywał się jak ostatnia ofiara,nie umiejąca obejść się bez Golden Trio.Cały jej wizerunek,pewność siebie,twardość,odporność na obelgi znikły przez jeden moment słabości.
-Nie patrz.-Usłyszała głos Dracona zaraz przy swoim uchu,gdy przekraczali próg Wielkiej Sali.
Nie posłuchała się tej rady i napotkała całą armię wściekłych,zaciekawiony oraz niekiedy smutnych spojrzeń Gryfonów.Spodziewała się tego,naprawdę się spodziewała,jednak zabolało.Była wyrzutkiem,zdrajczynią domu.Nie!Była Ślizgonką,była tym kim zawsze chciała.Nikt tego nie zmieni.
-Kiedyś przestaną.
Młody Malfoy po raz pierwszy szczerze się uśmiechnął na słowa Julii.Może ta dziewczyna nie była do końca chodzącą niedojdą,zależną od Pottera.
-Przestaną,kiedy ty zaczniesz zachowywać się normalnie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi,a on wskazał na jej ubrania.Nawet nie założyła szkolnej szaty,miała na sobie koszulkę z mugolskim zespołem i znoszone spodnie.
-Nie szata zdobi człowieka.-Rzuciła Julia i usiadła przy stole Slyhterinu.
Jak na razie jest na neutralnym gruncie.Nikt nie zwraca na nią uwagi,wszyscy są zajęci powitaniami i rozmowami.Postanowiła użyć obrony,którą wymyśliła w 2 klasie,kiedy to Bazyliszek dorwał Hermionę,a ona miała oczy zaczerwienione od płaczu.Opuściła głowę,pozwalając swoim włosom na stworzenie osłony.
Zaraz prze drzwi wejdą pierwszoklasiści,wraz z panną Riddle.Po raz pierwszy od kiedy o niej usłyszała zastanowiła się nad jej wyglądem.Wyobrażała ją sobie trupio bladą,szkarłatnooką postać z ciemnymi włosami,kończącymi się za pasem.Teraz przypomniała sobie,że na Funesti rzucono zaklęcie zmieniające wygląd.
Usłyszała dźwięk kroków.McGonagall w tym roku uwinęła się wyjątkowo szybko z jej "przemową".Najwyraźniej też,chce to samo zrobić z Przydziałem,ponieważ szła szybkim krokiem ku Tiarze.Julia odgarnęła swoją grzywę do tyłu,jednocześnie skierowując oczy na drewniany stołek.Paru jedenastolatków patrzyło na wszystko z wyższością,byli to najpewniej potencjalni Ślizgoni.Jedna dziewczyna potknęła się o swoją szatę.Puchonka.Jeszcze nigdy nie zdarzyło się,aby Tiara Przydziału nie zgadzała się z jej wcześniejszymi obserwacjami.
Opiekunka Gryffindoru chwyciła listę uczniów.Julia zaśmiała się cicho na widok strachu dzieci.Jak można bać się takiej błahostki?
-Atkinson,Layla!
Czarnoskóra dziewczyna szepnęła coś do przyjaciółek.Gdy była już w połowie drogi,wybuchły chichotem.Ślizgonka.
Wystarczyło,aby czapka tylko dotknęła jej lśniących włosów.
-SLYTHERIN!!!
Layla usiadła obok niej.Zaraz pożałowała wyboru miejsca.
-Layla Atkinson.Tak,Atkinson.A ty to?
Wywróciła wielkimi oczyma i postanowiła jej nie odpowiadać.
-Pytam cię o coś!
-A ja nie mam zamiaru rozmawiać z kimś takim.
Layla zmierzyła ją wzrokiem,na jej ustach zagościł złośliwy uśmieszek.
-Moja siostra mi o tobie mówiła.-Tutaj wskazała na drugi koniec stołu.Siedziała tam większa kopia nowicjuszki.-Ten dom schodzi na psy.
Poczuła jak wściekłość rozprzestrzenia się jej w krwi.Obiecała sobie jednak,że zachowa spokój.
-Ignorancja.-Powiedziała z największym uśmiechem,na jaki było ją stać i wróciła do oglądania Przydziału.
Powitanie z panną Atkinson zajęło jej więcej czasu,niż myślała.Na wybór domu czekało zaledwie 2 uczniów,dokładniej 2 chłopców.Riddle na pewno już miała swój dom,najpewniej był to Slytherin,choć nigdy nie wiadomo.
Gdy profesor Transmutacji zabrała stołek i znikła,za drzwiami,coś sobie uświadomiła.Tiara zawsze ma swoją pieśń.
Dobrze pamięta,jak Ron jej nienawidziła go uspokajać.Przegapiła ją?Nie,to niemożliwe.To zawsze było na samym początku.Dlaczego,więc teraz przeklęta czapka milczy?Obraziła się,czy co?Przecież czapki się nie obrażają.A przynajmniej,o ile jej wiadomo tak powinno być.
Nikt inny nie wrócił na to uwagi,ponieważ wstał właśnie Albus Dumbledore.Kiedy dyrektor Hogwartu zaczyna przemowę,jest to znak,aby uciekać.Julia nigdy nie lubiła wywodów tego starca,wszyscy zachwycali się jego mądrością i dobrocią,lecz ona nie widziała tego pierwszego,ani drugiego.Może i miał jakąś tam wiedzę,ale bez przesady!Czy któregokolwiek ze wcześniejszych dyrektorów tak traktowano?Odpowiedź brzmi : nie!Tylko wspaniałego Dumbledore'a wszyscy kochali i traktowali jak nie wiadomo kogo.Niech oni wierzą w jego brednie,ona Julia Rose,nie zamierza pozostać w Wielkiej Sali,ani minuty dłużej.
Wstała,co spotkało się ze zdziwieniem Pansy.Co ta dziewczyna wyprawiała?Nawet Ślizgoni muszą wytrwać do końca uczty.
-Muszę rozejrzeć się po lochach,wiesz jak to jest.-Oznajmiła i nie zwracając uwagi na nikogo,znalazła się na korytarzu.
Odwróciła głowę.Nikogo za nią nie ma?Nie mają do niej pretensji?Mogła wyjść o wiele wcześniej,tylko głupia jak zawsze,bała się konsekwencji.
"Ok Jul.Teraz pora na zmiany",postanowiła w myślach,idąc po schodach.Doskonale znała te tereny,co mogło wydawać się dziwne,gdyż przez bite 6 lat była Gryfonką.Prawda była taka,że zanim Chris skończył szkołę oprowadził ją po swoim "terytorium",jak sam powiedział.Po wyjściu brata z Hogwartu nadal tu przychodziła.Podziemia były dla niej intrygujące,miała wrażenie,że kryję się w nich tajemnica.Chodziło oczywiście o coś innego,niż olbrzymi gad.To już przerabiała.
Dotknęła zdobionej pochodni,wystającej z ściany.Była srebrna z zielonymi akcentami,w postaci malutkich szmaragdów,jej ulubionych klejnotów.Jednym z plusów bycia w Slytherinie był wystrój pokoju wspólnego i jego otoczenia.Znacznie różnił się od tego w wieży Gryffindoru,zwyczajnego i skromnego,wręcz czasami mdłego.Kiedyś potrafiła kłamać i opisywać jego piękno przez godziny,teraz mogła powiedzieć tylko jedno : dno.Bo cóż takiego tam było?Kominek parę foteli,szachy i sofa.A co było u Ślizgonów?Obrazy znanych czarodziei-malarzy,rzeźby czarodziei-rzeźbiarzy,nic mugolskiego.Wszystko wyszło spod rąk niezwykle utalentowanych adeptów magii.Co najważniejsze nie spod rąk Szlam,tylko ktoś o Czystej Krwi mógł marzyć o ozdobieniu ścian salonu Slytherinu swoimi dziełami.
Miała zamiar ruszać dalej,do klas,potkała tylko jeden problem.Uczniowie Domu Węża wracali,a ona powinna znaleźć się wśród nich i nie wyróżniać się z tłumu.Nie wyróżniać z tłumu!Czy to nie ona wyszła przed podaniem dań,do tego w mugolskich ciuchach?Jak na razie wychodziło jej to po prostu wyśmienicie.
Westchnęła i dołączyła do grupki,wchodzącej do jej nowego domu.Tak jak myślała,nie było tu niczego zwyczajnego,wszystko miało charakter i rzucało się w oczy.Najbardziej ucieszyło ją jednak to,że dormitoria znajdowały się jeszcze niżej.Wywnioskowała to po schodach prowadzących w dół.
Jej kufer już na nią czeka.Czeka,aż go wypakuje i umiejscowi pod nowym,ślizgońskim łóżkiem.Postanowiła jak najszybciej spełnić jego marzenia,więc ruszyła wprost przed siebie do żeńskich sypialni.Jak się spodziewała swoją dzieliła z Pansy Parkinson,Dafne Greengrass,Tracey Davis i Millicentą Bulstrode.Jak na razie dłużej rozmawiała tylko z tą pierwszą i miała nadzieję,że tak pozostanie.Nie potrzebowała nowych przyjaciół,zwłaszcza nowych przyjaciół z Slytherinu.
Otworzyła drzwi.Nikogo nie było.W pomieszczeniu stały tylko komody,toaletki i 5 łóżek z baldachimem.Nie myśląc wiele,rzuciła się na jedno z nich.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mogę mówić długo,mogę mówić krótko,mogę nic nie mówić,odejść bez słowa.Co wybiorę?Nic,bo odejdę.
-Przestaną,kiedy ty zaczniesz zachowywać się normalnie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi,a on wskazał na jej ubrania.Nawet nie założyła szkolnej szaty,miała na sobie koszulkę z mugolskim zespołem i znoszone spodnie.
-Nie szata zdobi człowieka.-Rzuciła Julia i usiadła przy stole Slyhterinu.
Jak na razie jest na neutralnym gruncie.Nikt nie zwraca na nią uwagi,wszyscy są zajęci powitaniami i rozmowami.Postanowiła użyć obrony,którą wymyśliła w 2 klasie,kiedy to Bazyliszek dorwał Hermionę,a ona miała oczy zaczerwienione od płaczu.Opuściła głowę,pozwalając swoim włosom na stworzenie osłony.
Zaraz prze drzwi wejdą pierwszoklasiści,wraz z panną Riddle.Po raz pierwszy od kiedy o niej usłyszała zastanowiła się nad jej wyglądem.Wyobrażała ją sobie trupio bladą,szkarłatnooką postać z ciemnymi włosami,kończącymi się za pasem.Teraz przypomniała sobie,że na Funesti rzucono zaklęcie zmieniające wygląd.
Usłyszała dźwięk kroków.McGonagall w tym roku uwinęła się wyjątkowo szybko z jej "przemową".Najwyraźniej też,chce to samo zrobić z Przydziałem,ponieważ szła szybkim krokiem ku Tiarze.Julia odgarnęła swoją grzywę do tyłu,jednocześnie skierowując oczy na drewniany stołek.Paru jedenastolatków patrzyło na wszystko z wyższością,byli to najpewniej potencjalni Ślizgoni.Jedna dziewczyna potknęła się o swoją szatę.Puchonka.Jeszcze nigdy nie zdarzyło się,aby Tiara Przydziału nie zgadzała się z jej wcześniejszymi obserwacjami.
Opiekunka Gryffindoru chwyciła listę uczniów.Julia zaśmiała się cicho na widok strachu dzieci.Jak można bać się takiej błahostki?
-Atkinson,Layla!
Czarnoskóra dziewczyna szepnęła coś do przyjaciółek.Gdy była już w połowie drogi,wybuchły chichotem.Ślizgonka.
Wystarczyło,aby czapka tylko dotknęła jej lśniących włosów.
-SLYTHERIN!!!
Layla usiadła obok niej.Zaraz pożałowała wyboru miejsca.
-Layla Atkinson.Tak,Atkinson.A ty to?
Wywróciła wielkimi oczyma i postanowiła jej nie odpowiadać.
-Pytam cię o coś!
-A ja nie mam zamiaru rozmawiać z kimś takim.
Layla zmierzyła ją wzrokiem,na jej ustach zagościł złośliwy uśmieszek.
-Moja siostra mi o tobie mówiła.-Tutaj wskazała na drugi koniec stołu.Siedziała tam większa kopia nowicjuszki.-Ten dom schodzi na psy.
Poczuła jak wściekłość rozprzestrzenia się jej w krwi.Obiecała sobie jednak,że zachowa spokój.
-Ignorancja.-Powiedziała z największym uśmiechem,na jaki było ją stać i wróciła do oglądania Przydziału.
Powitanie z panną Atkinson zajęło jej więcej czasu,niż myślała.Na wybór domu czekało zaledwie 2 uczniów,dokładniej 2 chłopców.Riddle na pewno już miała swój dom,najpewniej był to Slytherin,choć nigdy nie wiadomo.
Gdy profesor Transmutacji zabrała stołek i znikła,za drzwiami,coś sobie uświadomiła.Tiara zawsze ma swoją pieśń.
Dobrze pamięta,jak Ron jej nienawidziła go uspokajać.Przegapiła ją?Nie,to niemożliwe.To zawsze było na samym początku.Dlaczego,więc teraz przeklęta czapka milczy?Obraziła się,czy co?Przecież czapki się nie obrażają.A przynajmniej,o ile jej wiadomo tak powinno być.
Nikt inny nie wrócił na to uwagi,ponieważ wstał właśnie Albus Dumbledore.Kiedy dyrektor Hogwartu zaczyna przemowę,jest to znak,aby uciekać.Julia nigdy nie lubiła wywodów tego starca,wszyscy zachwycali się jego mądrością i dobrocią,lecz ona nie widziała tego pierwszego,ani drugiego.Może i miał jakąś tam wiedzę,ale bez przesady!Czy któregokolwiek ze wcześniejszych dyrektorów tak traktowano?Odpowiedź brzmi : nie!Tylko wspaniałego Dumbledore'a wszyscy kochali i traktowali jak nie wiadomo kogo.Niech oni wierzą w jego brednie,ona Julia Rose,nie zamierza pozostać w Wielkiej Sali,ani minuty dłużej.
Wstała,co spotkało się ze zdziwieniem Pansy.Co ta dziewczyna wyprawiała?Nawet Ślizgoni muszą wytrwać do końca uczty.
-Muszę rozejrzeć się po lochach,wiesz jak to jest.-Oznajmiła i nie zwracając uwagi na nikogo,znalazła się na korytarzu.
Odwróciła głowę.Nikogo za nią nie ma?Nie mają do niej pretensji?Mogła wyjść o wiele wcześniej,tylko głupia jak zawsze,bała się konsekwencji.
"Ok Jul.Teraz pora na zmiany",postanowiła w myślach,idąc po schodach.Doskonale znała te tereny,co mogło wydawać się dziwne,gdyż przez bite 6 lat była Gryfonką.Prawda była taka,że zanim Chris skończył szkołę oprowadził ją po swoim "terytorium",jak sam powiedział.Po wyjściu brata z Hogwartu nadal tu przychodziła.Podziemia były dla niej intrygujące,miała wrażenie,że kryję się w nich tajemnica.Chodziło oczywiście o coś innego,niż olbrzymi gad.To już przerabiała.
Dotknęła zdobionej pochodni,wystającej z ściany.Była srebrna z zielonymi akcentami,w postaci malutkich szmaragdów,jej ulubionych klejnotów.Jednym z plusów bycia w Slytherinie był wystrój pokoju wspólnego i jego otoczenia.Znacznie różnił się od tego w wieży Gryffindoru,zwyczajnego i skromnego,wręcz czasami mdłego.Kiedyś potrafiła kłamać i opisywać jego piękno przez godziny,teraz mogła powiedzieć tylko jedno : dno.Bo cóż takiego tam było?Kominek parę foteli,szachy i sofa.A co było u Ślizgonów?Obrazy znanych czarodziei-malarzy,rzeźby czarodziei-rzeźbiarzy,nic mugolskiego.Wszystko wyszło spod rąk niezwykle utalentowanych adeptów magii.Co najważniejsze nie spod rąk Szlam,tylko ktoś o Czystej Krwi mógł marzyć o ozdobieniu ścian salonu Slytherinu swoimi dziełami.
Miała zamiar ruszać dalej,do klas,potkała tylko jeden problem.Uczniowie Domu Węża wracali,a ona powinna znaleźć się wśród nich i nie wyróżniać się z tłumu.Nie wyróżniać z tłumu!Czy to nie ona wyszła przed podaniem dań,do tego w mugolskich ciuchach?Jak na razie wychodziło jej to po prostu wyśmienicie.
Westchnęła i dołączyła do grupki,wchodzącej do jej nowego domu.Tak jak myślała,nie było tu niczego zwyczajnego,wszystko miało charakter i rzucało się w oczy.Najbardziej ucieszyło ją jednak to,że dormitoria znajdowały się jeszcze niżej.Wywnioskowała to po schodach prowadzących w dół.
Jej kufer już na nią czeka.Czeka,aż go wypakuje i umiejscowi pod nowym,ślizgońskim łóżkiem.Postanowiła jak najszybciej spełnić jego marzenia,więc ruszyła wprost przed siebie do żeńskich sypialni.Jak się spodziewała swoją dzieliła z Pansy Parkinson,Dafne Greengrass,Tracey Davis i Millicentą Bulstrode.Jak na razie dłużej rozmawiała tylko z tą pierwszą i miała nadzieję,że tak pozostanie.Nie potrzebowała nowych przyjaciół,zwłaszcza nowych przyjaciół z Slytherinu.
Otworzyła drzwi.Nikogo nie było.W pomieszczeniu stały tylko komody,toaletki i 5 łóżek z baldachimem.Nie myśląc wiele,rzuciła się na jedno z nich.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mogę mówić długo,mogę mówić krótko,mogę nic nie mówić,odejść bez słowa.Co wybiorę?Nic,bo odejdę.
czwartek, 2 października 2014
2.Zadanie od Czarnego Pana
Jeden krok w bok.Dwa kroki do tyłu.
Julia cała zdenerwowana chodziła po swojej sypialni.Minęła właśnie trzecia w nocy,a ona nie myślała nawet pójść spać.Już jutro,a raczej dzisiaj miała dowiedzieć się co też Czarny Pan wymyślił dla niej i Malfoya.Mogło to być zwykłe szpiegowanie,informowanie o sytuacji w Hogwarcie,ale i coś poważniejszego.
"Coś,tylko co?" ,powtarzała w myślach. "Mamy kogoś zabić,śledzić,znaleźć jakiś przedmiot o wielkiej mocy?"
Blondynka po raz kolejny zacisnęła pięść.Malfoy jak zwykle niczym się nie przejmuję i śpi spokojnie naprzeciwko.Dlaczego przydzielono jej kogoś takiego?Mało jest młodych ludzi,których rodziny służą Voldemortowi?Nawet ci idioci Crabble czy Goyle byli lepsi,mogłaby ich w jakiś sposób zbyć.Z Malfoyem nie ma tak łatwo.Może i jest zadufanym w sobie dupkiem,ale ma łeb na karku.Do tego jeszcze będę musiała znosić jego Ślizgońskich koleżków.
"Świetnie,po prostu świetnie.Coś czuję,że ostatni rok w Hogwarcie będzie tym najgorszym",zamknęła oczy i rzuciła się na zimne łóżko.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy ponownie je otworzyła poczuła na twarzy ciepło jesiennego słońca.Podniosła się do siadu i spojrzała na zegarek,stojący na etażerce.Siódma.Wygrzebała się spod pierzyny,po czym wzięła
ubrania z zapakowanego kufra i ruszyła do łazienki.Odkręcając kurek z gorącą wodą myślała o tym,co mogą robić teraz mieszkańcy Nory,Pani Wealsey na 100 procent zrywa właśnie chłopców z łóżek,Hermiona i Ginny pewnie dawno już się ogarnęły i jedzą śniadanie śmiejąc się z wrzasków dobiegających z góry.Sama uśmiechnęła na ich wspomnienie.
Zakręciła wodę.Zwarta i gotowa popędziła do pokoju.
-Felix!
Przed dziewczyną natychmiast zmaterializował się drobny Skrzat z tacą.
-Pan zwołuje zebranie przed wyjazdem nowicjuszy.
Julia skinęła głową i wzięła tosta z tacy.Nienawidziła,gdy ktoś mówił o niej "nowicjusz",lecz lata z Hermioną nauczyły ją szacunku dla sług.
-Malfoy już wstał?
Zapytała z pełnymi ustami,a Felix uśmiechnął się znacząco i zniknął.
Niewiele myśląc wybiegła na korytarz.Może i ten tleniony blondyn działał jej na nerwy,ale nie chciała,aby poczuł gniewu Czarnego Pana.
-Wstawaj!
Julia rozsunęła poszarzałe zasłony,na co Ślizgon niezadowolony założył kołdrę na głowę.
-Sam tego chciałeś.
Chwyciła dzbanek stojący na parapecie oraz wylała jego zawartość prosto na bezbronnego Dracona.
-Zebranie.Masz 5 minut.
Nie miała zamiaru się spóźnić,więc zbiegła na dół.Wszyscy już się zbierali.Julia nie rozpoznała nikogo poza chłopcem stojącym w samym kącie korytarza.
-Cześć Theo.
Podeszła do niego,a ten uśmiechnął się blado.Cudem uniknął mieszkania w tym miejscu i nie cierpiał tu przychodzić.Nawet Julię,którą poznał niedawno i swoją drogą bardzo polubił,wolał zapraszać do siebie.
-Gdzie Draco?
Jak na komendę przed młodymi Śmierciożercami pojawiła się Pansy Parkinson z ich zgubą.
-Ile razy mam ci powtarzać,abyś nie próbował sam tam wejść?!
Obydwoje zaśmiali się cicho na widok miny Dracona.Pansy uciszyła ich jednym ze swoich morderczych spojrzeń.Jeszcze tego brakowało,żeby zwrócili na siebie uwagę.
-To będziecie wy?
Zapytała prosto z mostu.Mina Julii mówiła wszystko.
-Chris?
-Tak.
Już miała coś powiedzieć,ale poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
-Czyli jesteśmy wszyscy.
Niebieskooka rzuciła spojrzenie w stronę Zabiniego.Jak to wszyscy?Przecież byli jeszcze...
-A Crabble i Goyle?
Uprzedził ją Nott,równie zdziwiony i zaniepokojony.Cisza wystarczyła.Ich koledzy byli kolejnymi ofiarami wojny.
Z błękitnego oka popłynęła samotna łza.Zaledwie 2 dni temu krzyczała na nich z powodu stłuczenia ramki ze zdjęciem pewnej trójki Gryfonów.
-Już nie udawaj takiej wrażliwej.
Karcące spojrzenie Notta uderzyło prosto w Dracona.Może i nie dogadywał się z Julią,ale jakim prawem może być taki nieczuły w stosunku do niej?
Jakże był zszokowany,gdy czarownica wybuchła śmiechem.
-Spoko Theo.Obudziłam go w dość niecodzienny sposób.
Ślizgoni nie zdążyli zareagować,gdyż zaraz otworzyły się drzwi,prowadzące do głównego pomieszczenia w całym budynku.To tam odbywały się wszelkie zebrania,jak i tortury zdrajców.
-Już czas.
Julia poczuła zimną dłoń Pansy na swoim nadgarstku.Panna Parkinson odważyła się jej dotknąć?Czas przygotować się na najgorsze.
Weszła do środka i od razu zacisnęła powieki.Jak się spodziewała nie obyło się bez "gości".Nad stołem,nie na,pod czy obok,ale nad lewitowała młoda kobieta.Miała na oko nie mniej niż 20 lat.Myśl o możliwości widywania jej kiedyś w Hogwarcie,wywołała u niej dreszcze.
"Spokojnie Jul.Skąd pewność,że zginie akurat teraz?" ,usłyszała cichy szept w swojej głowie.Bzdury!Ma pewność,że zginie teraz.Nikt spoza Śmierciożerców nigdy nie wyszedł żywy z tego budynku.
Nie patrząc na nieszczęśnice zajęła miejsce pomiędzy Nottem i Pansy.Ta druga wreszcie ją puściła i teraz nerwowo nawijała swoje czarne włosy na palec,patrząc tępym wzrokiem w ścianę.
Odwróciła głowę w bok.Nott i Zabini siedzieli sztywno,a Malfoy z obrzydzeniem na twarzy patrzył tam,gdzie ona obiecała już nie spojrzeć.
-Dziękuję za przybycie.
Niespodziewanie rozległ się wysoki,pełen dziwnej kpiny i wyższości.Zawsze ją to denerwowało.Voldemort zwracał się do nich jak Pan do swoich niewolników.
-Jak pewnie wiecie dziś nasi nowicjusze wyruszają do Hogwartu na swój ostatni rok edukacji.
Momentalnie poczuła jak złość i lęk mieszają się,tworząc dziwny ucisk w sercu.Zamierzał to załatwić szybko,bez zbędnych tłumaczeń.
-Jest to dla nas o tyle dobre,że będziemy wiedzieli co też kombinuję Dumbledore.
Szkarłatne szparki,służące za oczy zatrzymały się na dziewczynie.
-To nie jest jednak powód mojej radości.Ostatniego czasu dostałem interesujące wieści dotyczące nowych uczniów...
Wstał z miejsca i zgodnie z jej obawami znalazł się zaraz przy niej.Poczuła na sobie wzrok zebranych.
-Funesti znajduję się wśród nich.
Jednym ruchem dłoni uciszył wszelkie szmery.
-To nie pora na rozmawianie o mojej córce.Nadejdzie ona,gdy będzie już z nami.-Jej blada skóra zadrżała pod wpływem jego dotyku.W innej sytuacji wciekłaby się,ale teraz nie miała na to odwagi.-Tu zaczyna się rola naszej nowej uczennicy Slytherinu.To ty Julio Rose masz za zadanie ją odnaleźć.Jest zamaskowana,zmienili jej wygląd,imię.Tylko umiejętności pozostały.
Miała wielką ochotę zapytać o jakie umiejętności chodzi,lecz nie odważyła się na to.W ciszy patrzyła jak czarnoksiężnik odchodzi do Malfoya.
-Nie będziesz oczywiście sama.Draco będzie ci pomagał,prawda?
-Tak.
W każdej innej chwili ta marna odpowiedź wywołałaby u niej salwę śmiechu.Voldemort najwyraźniej się nią zadowolił,bo na jego szkaradnej twarzy zagościł uśmiech.
-W takim razie jedno z was będzie miało zaszczyt wyproszenia mieszańca z tego pomieszczenia.Panna McNarney trochę się u nas zasiedziała.
Malfoy tego nie zrobi.Może i gardził Mugolakami,lecz nigdy nie myślał o tym,aby ich zabijać.
Chwyciła różdżkę.Jeśli nie on to ona.
-Avada Kedavra!
Ofiara wydała z siebie ostatni wrzask i padła zaraz przed Julią.Ta jednak zamierzała jak najszybciej znaleźć się w pociągu.Zanim wybiegła coś w jej oku zalśniło żywą czerwienią.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Za oknem zapadał już zmierzch,a ona ani przez chwilę się nie poruszyła.W głowie wciąż słyszała przerażony krzyk.Krzyk spowodowany jej osobą.
-Widać Hogwart,Rosie.
Słowa Malfoya dotarły do niej jakby z oddali.Zignorowała użycie przez niego jej znienawidzonego przezwiska,tylko wzięła bagaż z półki.
-Sama to zauważyłam.
Powiedziała,a po chwili jej blond grzywa znikła w tłumie wychodzących uczniów.Po raz pierwszy miała wejść do szkoły jako Ślizgonka,bez Harry'ego,Hermiony i Rona.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten tydzień był beznadziejny.Dostałam 1 z chemii,cierpię po kolejnym przebiciu oraz ponownie wszystkich od siebie odsunęłam.Moje życie jest do dupy.Tak jak ten rozdział.
-Pan zwołuje zebranie przed wyjazdem nowicjuszy.
Julia skinęła głową i wzięła tosta z tacy.Nienawidziła,gdy ktoś mówił o niej "nowicjusz",lecz lata z Hermioną nauczyły ją szacunku dla sług.
-Malfoy już wstał?
Zapytała z pełnymi ustami,a Felix uśmiechnął się znacząco i zniknął.
Niewiele myśląc wybiegła na korytarz.Może i ten tleniony blondyn działał jej na nerwy,ale nie chciała,aby poczuł gniewu Czarnego Pana.
-Wstawaj!
Julia rozsunęła poszarzałe zasłony,na co Ślizgon niezadowolony założył kołdrę na głowę.
-Sam tego chciałeś.
Chwyciła dzbanek stojący na parapecie oraz wylała jego zawartość prosto na bezbronnego Dracona.
-Zebranie.Masz 5 minut.
Nie miała zamiaru się spóźnić,więc zbiegła na dół.Wszyscy już się zbierali.Julia nie rozpoznała nikogo poza chłopcem stojącym w samym kącie korytarza.
-Cześć Theo.
Podeszła do niego,a ten uśmiechnął się blado.Cudem uniknął mieszkania w tym miejscu i nie cierpiał tu przychodzić.Nawet Julię,którą poznał niedawno i swoją drogą bardzo polubił,wolał zapraszać do siebie.
-Gdzie Draco?
Jak na komendę przed młodymi Śmierciożercami pojawiła się Pansy Parkinson z ich zgubą.
-Ile razy mam ci powtarzać,abyś nie próbował sam tam wejść?!
Obydwoje zaśmiali się cicho na widok miny Dracona.Pansy uciszyła ich jednym ze swoich morderczych spojrzeń.Jeszcze tego brakowało,żeby zwrócili na siebie uwagę.
-To będziecie wy?
Zapytała prosto z mostu.Mina Julii mówiła wszystko.
-Chris?
-Tak.
Już miała coś powiedzieć,ale poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
-Czyli jesteśmy wszyscy.
Niebieskooka rzuciła spojrzenie w stronę Zabiniego.Jak to wszyscy?Przecież byli jeszcze...
-A Crabble i Goyle?
Uprzedził ją Nott,równie zdziwiony i zaniepokojony.Cisza wystarczyła.Ich koledzy byli kolejnymi ofiarami wojny.
Z błękitnego oka popłynęła samotna łza.Zaledwie 2 dni temu krzyczała na nich z powodu stłuczenia ramki ze zdjęciem pewnej trójki Gryfonów.
-Już nie udawaj takiej wrażliwej.
Karcące spojrzenie Notta uderzyło prosto w Dracona.Może i nie dogadywał się z Julią,ale jakim prawem może być taki nieczuły w stosunku do niej?
Jakże był zszokowany,gdy czarownica wybuchła śmiechem.
-Spoko Theo.Obudziłam go w dość niecodzienny sposób.
Ślizgoni nie zdążyli zareagować,gdyż zaraz otworzyły się drzwi,prowadzące do głównego pomieszczenia w całym budynku.To tam odbywały się wszelkie zebrania,jak i tortury zdrajców.
-Już czas.
Julia poczuła zimną dłoń Pansy na swoim nadgarstku.Panna Parkinson odważyła się jej dotknąć?Czas przygotować się na najgorsze.
Weszła do środka i od razu zacisnęła powieki.Jak się spodziewała nie obyło się bez "gości".Nad stołem,nie na,pod czy obok,ale nad lewitowała młoda kobieta.Miała na oko nie mniej niż 20 lat.Myśl o możliwości widywania jej kiedyś w Hogwarcie,wywołała u niej dreszcze.
"Spokojnie Jul.Skąd pewność,że zginie akurat teraz?" ,usłyszała cichy szept w swojej głowie.Bzdury!Ma pewność,że zginie teraz.Nikt spoza Śmierciożerców nigdy nie wyszedł żywy z tego budynku.
Nie patrząc na nieszczęśnice zajęła miejsce pomiędzy Nottem i Pansy.Ta druga wreszcie ją puściła i teraz nerwowo nawijała swoje czarne włosy na palec,patrząc tępym wzrokiem w ścianę.
Odwróciła głowę w bok.Nott i Zabini siedzieli sztywno,a Malfoy z obrzydzeniem na twarzy patrzył tam,gdzie ona obiecała już nie spojrzeć.
-Dziękuję za przybycie.
Niespodziewanie rozległ się wysoki,pełen dziwnej kpiny i wyższości.Zawsze ją to denerwowało.Voldemort zwracał się do nich jak Pan do swoich niewolników.
-Jak pewnie wiecie dziś nasi nowicjusze wyruszają do Hogwartu na swój ostatni rok edukacji.
Momentalnie poczuła jak złość i lęk mieszają się,tworząc dziwny ucisk w sercu.Zamierzał to załatwić szybko,bez zbędnych tłumaczeń.
-Jest to dla nas o tyle dobre,że będziemy wiedzieli co też kombinuję Dumbledore.
Szkarłatne szparki,służące za oczy zatrzymały się na dziewczynie.
-To nie jest jednak powód mojej radości.Ostatniego czasu dostałem interesujące wieści dotyczące nowych uczniów...
Wstał z miejsca i zgodnie z jej obawami znalazł się zaraz przy niej.Poczuła na sobie wzrok zebranych.
-Funesti znajduję się wśród nich.
Jednym ruchem dłoni uciszył wszelkie szmery.
-To nie pora na rozmawianie o mojej córce.Nadejdzie ona,gdy będzie już z nami.-Jej blada skóra zadrżała pod wpływem jego dotyku.W innej sytuacji wciekłaby się,ale teraz nie miała na to odwagi.-Tu zaczyna się rola naszej nowej uczennicy Slytherinu.To ty Julio Rose masz za zadanie ją odnaleźć.Jest zamaskowana,zmienili jej wygląd,imię.Tylko umiejętności pozostały.
Miała wielką ochotę zapytać o jakie umiejętności chodzi,lecz nie odważyła się na to.W ciszy patrzyła jak czarnoksiężnik odchodzi do Malfoya.
-Nie będziesz oczywiście sama.Draco będzie ci pomagał,prawda?
-Tak.
W każdej innej chwili ta marna odpowiedź wywołałaby u niej salwę śmiechu.Voldemort najwyraźniej się nią zadowolił,bo na jego szkaradnej twarzy zagościł uśmiech.
-W takim razie jedno z was będzie miało zaszczyt wyproszenia mieszańca z tego pomieszczenia.Panna McNarney trochę się u nas zasiedziała.
Malfoy tego nie zrobi.Może i gardził Mugolakami,lecz nigdy nie myślał o tym,aby ich zabijać.
Chwyciła różdżkę.Jeśli nie on to ona.
-Avada Kedavra!
Ofiara wydała z siebie ostatni wrzask i padła zaraz przed Julią.Ta jednak zamierzała jak najszybciej znaleźć się w pociągu.Zanim wybiegła coś w jej oku zalśniło żywą czerwienią.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Za oknem zapadał już zmierzch,a ona ani przez chwilę się nie poruszyła.W głowie wciąż słyszała przerażony krzyk.Krzyk spowodowany jej osobą.
-Widać Hogwart,Rosie.
Słowa Malfoya dotarły do niej jakby z oddali.Zignorowała użycie przez niego jej znienawidzonego przezwiska,tylko wzięła bagaż z półki.
-Sama to zauważyłam.
Powiedziała,a po chwili jej blond grzywa znikła w tłumie wychodzących uczniów.Po raz pierwszy miała wejść do szkoły jako Ślizgonka,bez Harry'ego,Hermiony i Rona.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten tydzień był beznadziejny.Dostałam 1 z chemii,cierpię po kolejnym przebiciu oraz ponownie wszystkich od siebie odsunęłam.Moje życie jest do dupy.Tak jak ten rozdział.
sobota, 27 września 2014
1.Ostatnia wizyta
-Na pewno chcesz to zrobić?
Chris po raz tysięczny pytał siostry.Julia uparła się,aby przetransportował ją do Nory.Najdziwniejsze jest to,że nie powiedziała mu powodu odwiedzin.
-Na pewno.Przestań i pomóż mi.
Blondyn westchnął i deportował się razem z nią.Nie uważał,że to dobry pomysł,uważał,że to koszmarny pomysł.Cóżże mógł jednak zrobić?Dziewczyna uparła się i koniec.
-Bliżej nie podejdę.Mają zaklęcia ochronne.
Znajdowali się na polnej drodze.Znała ją,co wakacje nią przebiegała.Nora znajdowała się zaledwie 2 kilometry od nich.Wypełniona szczęściem,którego nie zaznała od tygodni uścisnęła brata.
-Wrócę sama.
Pokręcił z dezaprobatą.Co ona sobie myśli?Zapomniała,że nie umie się sama teleportować?
-Wrócę sama.
Powtórzyła i ruszyła w kierunku domu Wealsey'ów.Spojrzał na nią jeszcze ostatni raz i zniknął.
Julia nie rozumiała jego podejścia,chciała tylko zobaczyć przyjaciół.To nie jej wina,że rodzice umarli,nie jej wina,że Czarny Pan wybrał ją zamiast ich.Ona chciała żyć normalnie,bez wypalonego Mrocznego Znaku.To nie było jednak już jej życie,to było życie dawnej jej.
-Julia!
Po około pół godziny drogi ujrzała nareszcie swój raj na ziemi.Hermiona i Ginny najwyraźniej już od dłuższego czasu na nią czekały,ponieważ zaraz wyleciały jej na powitanie.
-Cześć dziewczyny!
Przytuliła je mocno do siebie.Nagle uświadomiła sobie,jak bardzo będzie za nimi tęsknić.Za nimi,za ich rozmowami,za wszystkim.
-Harry już jest?
Uwolniła się z ich objęć.
-Od wtorku,czekaliśmy tylko na ciebie.
Słowa Ginny wywołały u niej dziwne uczucie w głębi serca.Za rok już nie będą na nią czekać,wszystko się zmieni,a ona najbardziej.
-Ron,Harry!
Przymknęła lekko oczy.Wszyscy cieszą się na jej przybycie,a ona będzie musiała wbić im igłę w serce.
Dzielnie zniosła wszelkie powitania i tym podobne. Najchętniej prosto z mostu powiedziałaby im "Zostawcie mnie w spokoju.Zaraz zniknę z waszego życia na zawsze" ,jednak coś nie pozwalało jej wydobyć z siebie głosu.Nie wiedziała jak zacząć,jak zakończyć.Nie wiedziała nic.W końcu po spędzeniu około godziny z Gryfonami uznała,że najlepiej tą wiadomość zniesie Hermiona,więc poprosiła ją,aby wyszła z nią na podwórko.
-O co chodzi?
Nie była w stanie spojrzeć jej w oczy.Dlaczego to ona,a nie na przykład Ginny lub Hermiona zostały wybrane?Odpowiedź jest prosta,one nie mają albo raczej miały za rodziców Śmierciożerców.Hermiona wychowała się w szczęśliwej,mugolskiej rodzince,a Ginny przez całe dzieciństwo była traktowana jak księżniczka przez swoich sześciu braci oraz rodziców.Tylko Julia żyła w otoczeniu arystokratów,którzy po tym jak trafiła do Gryffinodru wyparli się jej."Nikt z Rose'ów nigdy nie został przydzielony do innego domu niż Slytherin!Tylko ty zawsze musisz wszystko psuć!" ,słowa matki zabrzmiały jej w głowie.Na pewno,gdyby żyła byłaby dumna z powodu przenosin.Jakich znowu przenosin?Hermiona i wszyscy inny zaraz się dowiedzą.
-Pamiętasz jak moi rodzice zawsze byli nastawieni na Czystość Krwi i podążanie za tradycją?
Hermiona skinęła głowa na znak,że pamięta.Sama była wielokrotnie powodem kłótni w rodzinie Julii.Jaki szanujący się czarodziej chciałby,aby jego córka przyjaźniła się ze Szlamą?
-Teraz,gdy ich..."zabrakło" chce spełnić ich wole.Chce być w Slytherinie.
Brunetka poczuła się jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody.Julia,ta Julia,która zawsze gardziła Ślizgonami i ich zachowaniem miała stać się jednym z nich?
-Żartujesz...
-Nie,nie żartuje.
Przez chwilę mierzyły się wzrokiem w ciszy.Obydwie były przepełnione emocjami i nie były w stanie zebrać myśli.Nie wyobrażały sobie,żeby były rozdzielone.Zawsze byli Harry,Ron,Julia i Hermiona,ale to te ostatnie najbardziej się ze sobą zżyły.Mimo przeciwnych charakterów często dogadywały się bez słów,jak siostry.Siostry zawsze muszą trzymać się razem,nie mogą działać osobno.
-Miona,Julia!
Harry i Ron wyszli na podwórze w poszukiwaniu przyjaciółek.Jakże ich zdziwił widok Hermiony i Julii patrzących na siebie w ciszy.Zawsze trudno było je uciszyć,a teraz...
-Co się stało?
Zapytał Ron,a brunetka spojrzała na niego ze złością.
-Nic się nie stało!Nic oprócz tego,że nasza kochana panna Rose ma nas gdzieś i przyłącza się do gadów!
Trzy pary oczu skupiły się na blondynce.Tego się obawiała.Niezrozumienia i złości.
-Wiesz co?!Myślałam,że akurat ty mnie zrozumiesz!Hermiona Granger obrończyni wszystkiego co żyje,nie ma w sobie za grosz współczucia!
Spojrzała jej prosto w oczy.Malował się w nich ból.
-Jul...
Zaczął Harry,ale ta nie pozwoliła mu dokończyć.
-Tak wiem Harry.Ty wiesz jak to jest stracić kogoś bliskiego,ale nie wiesz jak to jest kiedy nie spełni się jego odwiecznych oczekiwań.
Poczuła jak łzy napływają jej do oczu,dlatego uznała,że pora iść.
-Pożegnajcie wszystkich za mnie.Do zobaczenia w Hogwarcie.
Odwróciła się i już miała odejść,gdy do głowy przyszła jej jeszcze jedna,ostatnia prośba.
-Nie zbliżajcie się do mnie.Teraz nikt w moim otoczeniu nie jest bezpieczny.
Zrobiła parę kroków,lecz zaraz puściła się biegiem.Chciała jak najszybciej uciec.
-Było,aż tak źle?
Malfoy czekał na nią w umówionym miejscu.Na widok jego złośliwego uśmieszku miała chęć udusić egzaminatora,który nie pozwolił jej zdobyć licencji na teleportację.
-Nie.Tylko Granger się na mnie wydarła
Ślizgon zaśmiał się pod nosem i podał rękę dziewczynie.
-A podobno to taka miła i opanowana osóbka.
Zanim znikli spojrzała jeszcze raz na Norę,chowającą się za wzgórzem.Jej raj nie jest teraz jej,tak samo jak ludzie,którzy w nim przebywają nie są już jej przyjaciółmi.
Zamknęła oczy,gdy je otworzyła znowu widziała szary budynek.
-Nie ma to jak w domu.
Razem z Malfoyem weszła do środka.
-Spotkanie?
Spojrzała z przerażeniem na zamknięte drzwi.Oznaczały one,że Śmierciożercy zostali wezwani.Tylko dlaczego nic ją nie bolało?
-Nie dla nowych.
Odparł blondyn i wszedł po marmurowych schodach na górę.Julia odetchnęła z ulgą.Raz nie stawiła się na zebraniu i obiecała sobie,że nigdy już nie narazi się na gniew Czarnego Pana,
-Co się znowu stało?
Zapytała chłopaka,gdy weszli do jej pokoju.Ten jednak wzruszył ramionami i usiadł na kanapie.
-Nie mam pojęcia,ale pewnie coś poważnego.
Dziewczyna zrezygnowana opadła koło niego.
-Mógłby przynajmniej powiedzieć co mamy zrobić.Tracimy tylko czas.
-Hogwart.
Spojrzała na niego podejrzliwie.Czyżby wiedział więcej od niej?
-Czasami jesteś taka nie kumata.To jasne.Chce,żebyś przeszła do Slytherinu,jesteśmy uczniami.Pewnie czeka do początku roku.
O tym nie pomyślała.To oczywiste!Odkąd wykryli Snape'a jako szpiega potrzebuje kogoś nowego.
-Za tydzień wszystko będzie jasne.Do tego czasu mamy wolne.
Położył nogi na stoliku,ale Julia od razu je zdjęła.
-Takie zachowanie to u siebie.
Wywrócił oczyma i wstał.
-Nie mam pojęcia jak mam z tobą wytrzymać cały rok.
-Nawzajem!
Odetchnęła z ulgą,gdy drzwi się zamknęły,a ona znowu została sama.Nie cierpiała tej blond fretki,ale gdyby nie on dawno by już oszalała.Malfoy i Chris byli jedynymi osobami tu mieszkającymi do,których nie bała się odezwać.Poczuła jak samotna łza spływa jej po policzku.Niepotrzebnie powiedziała Gryfonom,aby się do niej nie zbliżali.Mogła być Ślizgonką,proszę bardzo,ale chciała utrzymać z nimi kontakty.Teraz pozostała jej tylko chęć,nic poza nią.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest!Rozdział nie jest może mega długi,wspaniały itp. ,ale jest mój.To jest najważniejsze.
~Q
-O co chodzi?
Nie była w stanie spojrzeć jej w oczy.Dlaczego to ona,a nie na przykład Ginny lub Hermiona zostały wybrane?Odpowiedź jest prosta,one nie mają albo raczej miały za rodziców Śmierciożerców.Hermiona wychowała się w szczęśliwej,mugolskiej rodzince,a Ginny przez całe dzieciństwo była traktowana jak księżniczka przez swoich sześciu braci oraz rodziców.Tylko Julia żyła w otoczeniu arystokratów,którzy po tym jak trafiła do Gryffinodru wyparli się jej."Nikt z Rose'ów nigdy nie został przydzielony do innego domu niż Slytherin!Tylko ty zawsze musisz wszystko psuć!" ,słowa matki zabrzmiały jej w głowie.Na pewno,gdyby żyła byłaby dumna z powodu przenosin.Jakich znowu przenosin?Hermiona i wszyscy inny zaraz się dowiedzą.
-Pamiętasz jak moi rodzice zawsze byli nastawieni na Czystość Krwi i podążanie za tradycją?
Hermiona skinęła głowa na znak,że pamięta.Sama była wielokrotnie powodem kłótni w rodzinie Julii.Jaki szanujący się czarodziej chciałby,aby jego córka przyjaźniła się ze Szlamą?
-Teraz,gdy ich..."zabrakło" chce spełnić ich wole.Chce być w Slytherinie.
Brunetka poczuła się jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody.Julia,ta Julia,która zawsze gardziła Ślizgonami i ich zachowaniem miała stać się jednym z nich?
-Żartujesz...
-Nie,nie żartuje.
Przez chwilę mierzyły się wzrokiem w ciszy.Obydwie były przepełnione emocjami i nie były w stanie zebrać myśli.Nie wyobrażały sobie,żeby były rozdzielone.Zawsze byli Harry,Ron,Julia i Hermiona,ale to te ostatnie najbardziej się ze sobą zżyły.Mimo przeciwnych charakterów często dogadywały się bez słów,jak siostry.Siostry zawsze muszą trzymać się razem,nie mogą działać osobno.
-Miona,Julia!
Harry i Ron wyszli na podwórze w poszukiwaniu przyjaciółek.Jakże ich zdziwił widok Hermiony i Julii patrzących na siebie w ciszy.Zawsze trudno było je uciszyć,a teraz...
-Co się stało?
Zapytał Ron,a brunetka spojrzała na niego ze złością.
-Nic się nie stało!Nic oprócz tego,że nasza kochana panna Rose ma nas gdzieś i przyłącza się do gadów!
Trzy pary oczu skupiły się na blondynce.Tego się obawiała.Niezrozumienia i złości.
-Wiesz co?!Myślałam,że akurat ty mnie zrozumiesz!Hermiona Granger obrończyni wszystkiego co żyje,nie ma w sobie za grosz współczucia!
Spojrzała jej prosto w oczy.Malował się w nich ból.
-Jul...
Zaczął Harry,ale ta nie pozwoliła mu dokończyć.
-Tak wiem Harry.Ty wiesz jak to jest stracić kogoś bliskiego,ale nie wiesz jak to jest kiedy nie spełni się jego odwiecznych oczekiwań.
Poczuła jak łzy napływają jej do oczu,dlatego uznała,że pora iść.
-Pożegnajcie wszystkich za mnie.Do zobaczenia w Hogwarcie.
Odwróciła się i już miała odejść,gdy do głowy przyszła jej jeszcze jedna,ostatnia prośba.
-Nie zbliżajcie się do mnie.Teraz nikt w moim otoczeniu nie jest bezpieczny.
Zrobiła parę kroków,lecz zaraz puściła się biegiem.Chciała jak najszybciej uciec.
-Było,aż tak źle?
Malfoy czekał na nią w umówionym miejscu.Na widok jego złośliwego uśmieszku miała chęć udusić egzaminatora,który nie pozwolił jej zdobyć licencji na teleportację.
-Nie.Tylko Granger się na mnie wydarła
Ślizgon zaśmiał się pod nosem i podał rękę dziewczynie.
-A podobno to taka miła i opanowana osóbka.
Zanim znikli spojrzała jeszcze raz na Norę,chowającą się za wzgórzem.Jej raj nie jest teraz jej,tak samo jak ludzie,którzy w nim przebywają nie są już jej przyjaciółmi.
Zamknęła oczy,gdy je otworzyła znowu widziała szary budynek.
-Nie ma to jak w domu.
Razem z Malfoyem weszła do środka.
-Spotkanie?
Spojrzała z przerażeniem na zamknięte drzwi.Oznaczały one,że Śmierciożercy zostali wezwani.Tylko dlaczego nic ją nie bolało?
-Nie dla nowych.
Odparł blondyn i wszedł po marmurowych schodach na górę.Julia odetchnęła z ulgą.Raz nie stawiła się na zebraniu i obiecała sobie,że nigdy już nie narazi się na gniew Czarnego Pana,
-Co się znowu stało?
Zapytała chłopaka,gdy weszli do jej pokoju.Ten jednak wzruszył ramionami i usiadł na kanapie.
-Nie mam pojęcia,ale pewnie coś poważnego.
Dziewczyna zrezygnowana opadła koło niego.
-Mógłby przynajmniej powiedzieć co mamy zrobić.Tracimy tylko czas.
-Hogwart.
Spojrzała na niego podejrzliwie.Czyżby wiedział więcej od niej?
-Czasami jesteś taka nie kumata.To jasne.Chce,żebyś przeszła do Slytherinu,jesteśmy uczniami.Pewnie czeka do początku roku.
O tym nie pomyślała.To oczywiste!Odkąd wykryli Snape'a jako szpiega potrzebuje kogoś nowego.
-Za tydzień wszystko będzie jasne.Do tego czasu mamy wolne.
Położył nogi na stoliku,ale Julia od razu je zdjęła.
-Takie zachowanie to u siebie.
Wywrócił oczyma i wstał.
-Nie mam pojęcia jak mam z tobą wytrzymać cały rok.
-Nawzajem!
Odetchnęła z ulgą,gdy drzwi się zamknęły,a ona znowu została sama.Nie cierpiała tej blond fretki,ale gdyby nie on dawno by już oszalała.Malfoy i Chris byli jedynymi osobami tu mieszkającymi do,których nie bała się odezwać.Poczuła jak samotna łza spływa jej po policzku.Niepotrzebnie powiedziała Gryfonom,aby się do niej nie zbliżali.Mogła być Ślizgonką,proszę bardzo,ale chciała utrzymać z nimi kontakty.Teraz pozostała jej tylko chęć,nic poza nią.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest!Rozdział nie jest może mega długi,wspaniały itp. ,ale jest mój.To jest najważniejsze.
~Q
Prolog
"Stój spokojnie" ,powtarzała w myślach."Nic ci nie zrobią".
Bała się,i to bardzo.Przed nią stała grupka zamaskowanych postaci.Wiedziała już co się stanie.Chwyciła rękę brata.
-Nie bój się.
Szepnął jej do ucha i razem z nią się deportował.
-Gdzie jesteśmy?
Blondynka rozejrzała się wokół siebie.Zaledwie minutę temu stali przed swoim domem,a teraz patrzyła na wielki,ponury dom.Chłopak nic jej nie odpowiedział,tylko wprowadził do środka.
-Nie patrz mu w oczy.
Powiedział jedynie.Nic nie rozumiała.Komu miała nie patrzeć w oczy?Odpowiedź nadeszła natychmiast.Na krześle,które bardzo przypominało tron siedział nie kto inny jak...
-Voldemort.
Zakrył jej usta dłonią.Jeszcze tego brakowało,by popadła pierwszego dnia.
Jeden z mężczyzn,idących za nami wystąpił na przód.
-Oto ona.
Brat puścił ją i ruchem dłoni kazał iść naprzód.
Tak i zrobiła.Cała w nerwach,szła w kierunku Czarnego Pana.Zakon Feniksa tak długo go poszukiwał,a ona tak po prostu jest w jego twierdzy?
-Witaj Julio Rose.
Jego wysoki,lodowaty głos sprawił,że włosy stanęły jej dęba.Nie zatrzymała się jednak,ani na chwilę.
Ukłoniła się nisko przed czarnoksiężnikiem.Była gotowa na wszystko,ale nie na to co zrobił.
Chwycił jej rękę i różdżką dotknął przedramienia.Przeszył ją niesamowity ból,a gdy zniknął miała już Mroczny Znak.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jednak to zrobiłam!Bardzo długo zmieniałam tą historię.Żyła ona w mojej głowie,ale wreszcie postanowiłam ja opublikować.Na razie wszystko może się wydawać dziwne,ale zawsze tak jest ;)
~Q
Bała się,i to bardzo.Przed nią stała grupka zamaskowanych postaci.Wiedziała już co się stanie.Chwyciła rękę brata.
-Nie bój się.
Szepnął jej do ucha i razem z nią się deportował.
-Gdzie jesteśmy?
Blondynka rozejrzała się wokół siebie.Zaledwie minutę temu stali przed swoim domem,a teraz patrzyła na wielki,ponury dom.Chłopak nic jej nie odpowiedział,tylko wprowadził do środka.
-Nie patrz mu w oczy.
Powiedział jedynie.Nic nie rozumiała.Komu miała nie patrzeć w oczy?Odpowiedź nadeszła natychmiast.Na krześle,które bardzo przypominało tron siedział nie kto inny jak...
-Voldemort.
Zakrył jej usta dłonią.Jeszcze tego brakowało,by popadła pierwszego dnia.
Jeden z mężczyzn,idących za nami wystąpił na przód.
-Oto ona.
Brat puścił ją i ruchem dłoni kazał iść naprzód.
Tak i zrobiła.Cała w nerwach,szła w kierunku Czarnego Pana.Zakon Feniksa tak długo go poszukiwał,a ona tak po prostu jest w jego twierdzy?
-Witaj Julio Rose.
Jego wysoki,lodowaty głos sprawił,że włosy stanęły jej dęba.Nie zatrzymała się jednak,ani na chwilę.
Ukłoniła się nisko przed czarnoksiężnikiem.Była gotowa na wszystko,ale nie na to co zrobił.
Chwycił jej rękę i różdżką dotknął przedramienia.Przeszył ją niesamowity ból,a gdy zniknął miała już Mroczny Znak.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jednak to zrobiłam!Bardzo długo zmieniałam tą historię.Żyła ona w mojej głowie,ale wreszcie postanowiłam ja opublikować.Na razie wszystko może się wydawać dziwne,ale zawsze tak jest ;)
~Q
Subskrybuj:
Posty (Atom)