poniedziałek, 13 października 2014

4.Nowa,psychiczna Ślizgonka na eliksirach

-Ok,to nie jest śmieszne!
 Nie wiedziałam gdzie jestem.Otaczała mnie ciemność,nigdzie nie było nawet malutkiego promienia.Próbowałam uszczypnąć się w ramię,aby się wybudzić,lecz na nic moje chęci.Stałam,bez żadnej możliwości wyjścia z tego psychodelicznego korytarza.Miałam już zacząć krzyczeć wniebogłosy,ale coś za mną błysnęło zielonym światłem.Odwróciłam głowę,zielony strumień światła powrócił.Ruszyłam ostrożnie w jego stronę.To był błąd.Ciemność znikła,wszystko było idealnie widać.Kamienne,zaniedbane ściany otaczały mnie ze wszech stron.Nie minęła nawet minuta,a zaczęły pędził w kierunku mojej osoby.Poczułam jak powoli zaczyna mi brakować powietrza.Zawsze nie cierpiałam ciasnych pomieszczeń.Niektórzy boją się pająków,inni szyszymor,ale ja nienawidzę ciasnoty.
Przymknęła powieki,aby się uspokoić.Nic to nie dało.Serce waliło mi w piersi,dłonie były śliskie od potu,a głowa pękała od wizji zdarzeń,możliwy teraz do spełnienia.
Sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów,by wyciągnąć z niej różdżkę.Nie było jej tam.Nigdy w życiu nie czułam się bardziej bezbronna,nawet spotkanie z Aragogiem,pajęczym przyjacielem Hagrida było niczym z porównaniu z tym.
-Witaj Julio Rose.
Przerażający,wysoki,lodowaty głos dobiegł do moich uszów,paraliżując całe ciało.Ściany zatrzymały się zaledwie milimetr od biodra.
Poczułam zimną kończynę na ramieniu.Zanim zdążyłam zareagować wszystko się rozpłynęło.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Natychmiast wyprostowałam się do siadu.Dzwony,budzące cały budynek biły głośno,co oznaczało,że pora wstawać.
Spojrzałam na łóżka moich współlokatorek.Wszystkie były już schludnie zaścielone i co najważniejsze puste.
Westchnęłam bezradnie.Jeśli bycie Ślizgonką wiązało się z wstawaniem o świcie,to wole należeć do Hufflepuffu.Wsunęłam stopy w ciepłe kapcie i w szlafroku ruszyłam do łazienki,znajdującej się obok wyjścia na korytarz.
Bycie największym śpiochem w całym domu ma jednak swoje pozytywy,ponieważ mogłam spędzić pod prysznicem więcej czasu,nie martwiąc się o dziewczyny,czatujące pod drzwiami.
Potrafiłabym stać tak w nieskończoność,delektując się zapachem lawendowego żelu pod prysznic,ale gdy woda stawała się coraz zimniejsza zdecydowałam,że pora wyjść.Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i spojrzałam w lustro,wiszące nad marmurowa umywalką.Nic niezwykłego.Zwyczajna Julia Rose.Duże,niebieskie oczy i piegi na polikach,bez żadnych udziwnień w postaci ostrych rys twarzy czy blizn.Chwyciłam w ręce pukiel wilgotnych włosów i przejechał po nim szczotką.Często doprowadzały mnie do rozpaczy.Miliony dziewczyn marzą o falistych,długich,blond włosach.Nie życzę im takiego losu.Nigdy nie mogłam ich nosić rozpuszczonych,ponieważ albo grzywka wpadała mi do oczu,albo moje kłaki,stawały się za bardzo faliste i wyglądały jak po spotkaniu z Hipogryfem.Już chwytałam gumkę do włosów,gdy wpadłam na szalony pomysł.Co jeśliby je tak ściąć?Nie na krótko,ale tak do ramion?Spojrzałam tęsknie na nożyczki,leżące na szafce.Że też ktoś musiał je wyjąć,aby były w zasięgu mojego wzroku.
Pokusa zmiany była za wielka.Dopiero,gdy jasne włosy,padały na dywanik,zdałam sobie sprawę z swojej głupoty.Matka przez lata powtarzała mi jak to ważne jest,aby dziewczyna z szanowanej rodziny nosiła wykwitnę fryzury.Ale,przecież nie golę się na łyso.Po prostu skracam je o parę centymetrów.
Teraz,gdy zamiast ciężkich włosów,sięgających do pasa ujrzałam fale,spływające mi po ramionach zdołałam się uśmiechnąć.Jeszcze raz poprawiłam tył i wyrzuciłam martwe kosmyki do kosza.
W ubiorze nie miałam tak wielkiego pola do popisu.Jedyne co mogłam zrobić,to rozpiąć nieco bardziej koszulę,pod szyją i rozluźnić zielony krawat.Zdziwiłam się jak bardzo spodobał mi się jego jadowicie zielony kolor.Zawiązałam moje,sięgające łydek,ukochane,znoszone martensy.
Jedyne co mi pozostało to zrobienie drapieżnej kreski nad okiem i przejechanie malinowym błyszczykiem po ustach.
Oddaliłam się trochę,aby ocenić całokształt.Wyglądałam jak dziwka,czyli jak Ślizgonka z krwi i kości.
Pora nie przedłużać tego całego cyrku.Chwyciłam torbę i pobiegłam na śniadanie.Gdy znalazłam się w Wielkiej Sali nocny koszmar wydał mi się śmiesznie nierealny.Całe pomieszczenie wzbudzało we mnie pewność siebie nawet swoimi rozmiarami.Nie mam pojęcia,jak wchodząc tu na Ceremonie Przydziału,zaledwie dzień wcześniej mogłam czuć się nie komfortowo.Pełna dziwnej energii,wypełniającej mnie od środka,zajęłam miejsce przy stole Slytherinu.
Nawet nie zdawałam sobie z sprawy,z tego jakie wielkie zainteresowanie wzbudziłam wśród zebranych.Nott mierzył mnie wzrokiem,a twarz Pansy zastygła w zdziwieniu.O właśnie taki efekt mi chodziło.Niech zobaczą,że era Gryffindoru się skończyła.
-Ta słynna,ślizgońska uprzejmość jest nie do zniesienia.-Powiedziałam,ładując do ust tosta.-Naprawdę można przez nią zwariować.
Poprawiłam torbę i ponownie ruszyłam do lochów na pierwszą lekcję eliksirów w tym roku.Zawsze lubiłam tą lekcję.Głównym powodem były sukcesy,jakie na niej odnosiłam.W piątej klasie doszło nawet do zdania SUM-a z tego przedmiotu na "Wybitny",co było w moim wypadku nie lada wyczynem.Miałam wrodzoną trudność do nauki,a jakby jeszcze tego było mało przed egzaminami i testami dopadał mnie stres.Był on oczywiście nie do zniesienia,a ja nic nie mogłam z nim zrobić.Z warzeniem eliksirów nie wiązało się nic.Trzeba było co prawda nauczyć się składu naparu,lecz jakoś nie sprawiało mi to większych trudności.W tym roku byłam sceptycznie do wszelkiej nauki.Wiedziałam,że zamiast ślęczeć nad mapą nieba czy inkantacjami zaklęć,mogłam zdobywać informacje o pannie Riddle.Moje myśli znowu zmieniły kurs,powracając do Funesti.Dlaczego Czarny Pan dopiero teraz zainteresował się życiem swojego jedynego dziecka?To oczywiste.Ta dziewczyna ma jakąś potężną moc,której Voldemort tak bardzo pragnie.Poczułam dziwne współczucie dla osoby,zupełnie mi nie znanej.Funesti zostanie wtajemniczona w najstraszniejsze sprawy Śmierciożercó,o których znaniu treści mogłam jedynie pomarzyć.Nie mam pojęcia kim jest i jaki ma charakter,ale boję się o nią i mam nadzieję,że czeka ją lepszy scenariusz,niż ten,który właśnie rodzi się w mojej wyobraźni.
Gdy dotarłam pod klasę,o mały włos nie wróciłabym na górę.Wiedziałam oczywiście o punktualności innych domów,ale jeszcze chwile temu nie miałam do niej głowy.Przede mną stali wszyscy Puchoni,Krukoni i co najgorsze,Gryfoni z siódmych klas,którzy dalej uczyli się eliksirów.Ścisnęłam mocno materiał koszuli i bez słowa przeszłam obok Krukonów,aby przysiąść na kamiennej ławce w kącie przejścia.
-Że też wszyscy zdali.-Usłyszałam słodki głos przy uchu.-Liczyłam na spokojny rok.
Odwróciłam głowę.Obok mnie siedziała Daphne,jedna z dziewczyn,z którymi dzieliłam dormitorium.
Jak na dobrze wychowaną przystało,uśmiechnęłam się przyjaźnie.Miałam szczerą nadzieję,że to wystarczy.Myliłam się.Dziewczyna przyglądała mi się z uwagą,jakby była fotografem,szukającym odpowiedniej modelki.
-Ładnie ci tak.
-Dzięki.-Zdołałam wydukać i wlepiłam wzrok w czarne buty.
-Pewnie cię nienawidzą,co?
Wskazała palcem w stronę Golden Trio.Mój wzrok,jak głupi podążył w tym kierunku.Hermiona,jak zwykle przeglądała podręcznik,a Harry i Ron rozmawiali,śmiejąc się co chwilę.Po minie Ginny,stojącej nieopodal wywnioskowałam,że tematem jest któraś z dziewczyn,stojących przy filarze.Poczułam jak niewidzialne ostrze wbija się w moje i tak okaleczone serce.Nie wyglądają na szczególnie dotkniętych brakiem mojego towarzystwa,wręcz przeciwnie.
-Mam to w nosie.-Odpowiedziałam,nie odrywając od nich oczu.-Jestem w Slythernie,prawda?
-A wszyscy mówili,że będziesz oporna na zmiany.I co?Wyszłaś na przemowie Dumbledore'a,pierwszego dnia zadziwiasz wyglądem i jeszcze ignorujesz uczniów,innych domów.Jestem po wrażeniem.
Ostrze rozpłynęło się pod wpływem przyjemnego ciepła.Czemu nie spróbować i zaprzyjaźnić się z młodą Greengrass?
-Dzięki.Wydajesz się inna,niż inne Ślizgonki.
Dziewczyna wybuchła melodycznym śmiechem,przywodzącym na myśl dźwięk dzwonków,powiewających na wietrze.
-Jeśli chodzi o Pansy,to trzeba jej przypaść do gustu.Czystość Krwi też ma w tym dużą rolę,ale jedno wiąże się z drugim.
-Zdrajców nie toleruje.
-Patrząc na wszystko pod innym kątem,to tak jakby wróciłaś do zwyczajnego stanu.-Mówiąc to jej twarz spoważniała.Zawsze podziwiałam ludzi,potrafiących tak łatwo okiełznać emocję.-Tytuł Zdrajczyni Krwi otrzymałaś po Ceremonii Przydziału,gdy trafiłaś do tych pozerów.Teraz,choć to ostatni rok,jesteś w odpowiednim miejscu.Nawet Pan zmięknie.
Ponownie zabrzmiały dzwony.Tym razem nie był to jednak śmiech Daphne.Drzwi otworzyły się,Ginny znikła za zakrętem,a uczniowie zaczęli narzekać na rozpoczęcie roku szkolnego.
Jak brzmi mugolskie przysłowie : "Do odważnych świat należy",jako pierwsza przekroczyłam próg sali.Wyglądała zupełnie inaczej,niż za czasów Snape'a.Jedną z największym zmian było na pewno zwiększenie ilości świec i porządne porządki.Po kurzu zbierającym się przez ostanie siedem lat nie było,ani śladu.Wszystko lśniło,jakby było nowe.Zajmując miejsce na końcu klasy,ciekawość nowego nauczyciela zżerała mnie od środka.
Gdy wszyscy usiedli w ławkach usłyszałam,jak obcasy stukają o kamienną posadzkę.Czyli jest to kobieta albo mężczyzna typu Lockhart.
-Eliksiry.Jeden z ważniejszych przedmiotów nauczanych w tej szkole.-Teraz byłam pewna,że nowy nauczyciel jest płci żeńskiej.Głos,który dochodził,tak naprawdę znikąd był wysoki,lecz jednocześnie ochrypły,jak podczas choroby.-Niewielu udaję się osiągnąć idealny poziom,ale liczę,że z moją pomocą,choć jedno z was będzie znało wszelkie tajemnice mikstur.
Coś z tyły huknęło,ale nie zdążyłam zobaczyć co,ponieważ na pomiędzy ławkami pojawiła się wysoka kobieta o białych włosach i niezwykle błękitnych oczach.Wila-to jedyne co przyszło mi do głowy.Znałam Fleur Delacur,więc wiedziałam jak takowa wygląda,sama wiele razy byłam z nią mylona,na co zawsze reagowałam śmiechem.
Piękność zwęziła oczy i zwróciła je na coś za mną.
-Jestem wyrozumiała,ale nie znoszę spóźnień.Mam nadzieję,że to pierwszy i ostatni raz.Siadaj.
Na moje nieszczęście odsunęło się krzesło przy moim stanowisku.Spóźnialskim nie był kto inny,jak naczelny leń Hogwartu Draco Malfoy.
-Pierwszy dzień beze mnie i już taki poślizg.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego,kto jest obok niego.Wyraźnie był tym tak bardzo "zachwycony",jak ja.
-Skoro już wszyscy się zebrali pora,abym się przedstawiła.-Złapała za różdżkę i wyczarowała nią zawinięte litery tworzące słowa : Viviane Camomille.
Hermiona była bliska omdlenia na te wyrazy.Pewnie znała to nazwisko z książek,dla mnie zupełnie obcych.
-Na początek chce ocenić wasz dotychczasowy poziom.Wszystkie informacje na tema Eliksiru Wiggenowego,który będziecie przygotowywać znajdziecie na stronie 143.Powodzenia.
Uśmiechnęłam się w duchu.Wiele razy potajemnie sporządzałam ten eliksir dla kontuzjowanych Gryfonów po meczu w quidditcha.
-Dlaczego przyszedłeś,tak późno?-Zapytałam Dracona,obrywając płatki ciemiernika.
-Ciekawość jeszcze kiedyś cię zabiję,Rosie.
Wzdrygnęłam się na wspomnienie ciemnego korytarza.Nie mógł lepiej dobrać słów.
-To nie była odpowiedź.
Spojrzał na mnie z politowaniem.
-To,że spędziłaś połowę życia z Panną-Chce-Wiedzieć-Wszystko,nie oznacza,że musisz być taka jak ona.
-Powiedź mi tylko,czy ma to związek z Sam Wiesz Kim.
-Nie.
Nie wierzyłam mu,ale bez słowa powróciłam do pracy.Czyli doszło do momentu,gdy cudny Draco Malfoy nie ma zamiaru o sobie mówić.Zaraz Neville zostanie Aurorem,a Flinch wyskoczy z czarami.
Po upływie dwudziestu minut eliksir był gotowy i leniwie pływał w kociołku.Jego czysto zielona barwa wzbudzała we mnie nadzieję na dobrą ocenę.
-Stop!
Camomille jednym ruchem różdżki przyciągnęła do siebie wszystkie kociołki i zabrała się za testowanie ich na ususzonych liściach.
-Zakład,że Granger zbierze wszystkie pochwały?
Popatrzyłam się na blondyna pytająco.Czyżby był dzisiaj Dzień Dobroci dla Szlam?
-Nie wierzysz w swoje umiejętności,Smoku?
Puścił mi perskie oko i wskazał na nauczycielkę,chwalącą Hermionę.Po raz pierwszy,odkąd ją poznałam poczułam się zirytowana jej zachowaniem.Nie wystarczy jej,że jest pupilkiem dotychczasowych nauczycieli?Musi wszystkich usilnie do siebie przekonać?Francuzka odeszła,a burza brąz włosów odwróciła się moją stronę.
-Rozumiem,że jesteś Szlamą i musisz nadrabiać to zarozumialstwem,ale bez przesady!
Jej zaciśnięta pięść wprawiła mnie w świetny nastrój.
-Nareszcie wiem co w tym takiego widzicie.-Powiedziałam do Malfoya i odeszłam,porozmawiać z profesor.
Trafiłam idealnie,ponieważ przyglądała się właśnie mojemu "dziełu".Wraz z jej uśmiechem,oznaczającym dobrze wykonaną pracę,wzrastała we mnie duma.Nie tylko Granger potrafi zadowolić nauczycieli.
-Powyżej oczekiwań czy wybitny?-Zapytała,nawet nie racząc mnie spojrzeniem.
-Wybitny.
Nie przejęła się moim tonem wyższości,idealnie pasującym do charakteru Slytherinu,wręcz przeciwnie,usta wygięła w serdeczny uśmiech i poklepała mnie po ramieniu.
-Pochodzisz z rodziny Czystej Krwi,prawda?
Pokiwałam dumnie głową.Przynajmniej teraz nie muszę wstydzić się swojego pochodzenia,tylko szczęśliwie je ogłaszać.
-Znałam twoją matkę.Przewspaniała kobieta,w przeciwieństwie do ciebie miała dwie lewe ręce do eliksirów,ale uwielbiałam astronomię i ogólnie kosmos,gwiazdy.Nic dziwnego,z takim imieniem trudno,żeby było inaczej.
Chwila,coś mi tu nie pasuję.Odkąd moja mama miała niezwykle imię?
-Dziękuje.
Odeszłam na swoje miejsce w dziwnym osłupieniu.Jeśli Hyacinth jest kosmiczne,to nie wiem co powiedzieć o Julii?
-Muszę przyznać,że profesor Snape was porządnie wyszkolił.Chciałabym wyróżnić Gryffindor i Slytherin,dając mu po pięć punktów.
Uszczęśliwiona dodatkowymi punktami zebrałam swoje rzeczy.Tylko jedno nie dawało mi spokoju.Dlaczego nowa profesor mówiła w tak dziwny sposób o mojej rodzicielce?
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszy rozdział na tym blogu,pisany "na kolanie".Siedziałam w parku z słuchawkami na uszach i rysowałam jakieś kreski w notatniku.Zaczęło się,gdy zabrzmiały dźwięki This Is War zespołu,który też sprawił,że zmieniłam się i to bardzo.30 Seconds to Mars.Tomo i Shannon zaczynają grać,dołącza się Jared,a ja mam już w głowie zarys rozdziału.Pojawia się lider,wyrzutek,zwycięzca i mesjasz,a ja mam już napisaną pierwszą cześć.Patrzę na moje koślawe pismo,czytam i mi się podoba.Piszę dalej,nie patrząc na ludzi,którzy patrzą się na wariatkę,mruczącą coś pod nosem.Słońce zachodzi.Zamiast wojny jest huragan.Mam całość.
Wszystko psuję się w momencie,gdy siadam przed komputerem i zdaję sobie sprawę,że wszystko napisane jest z perspektywy głównej bohaterki,nie jak w poprzednich tekstach,osoby trzeciej.Po dwóch godzinach kombinowania i wrzeszczenia na wszystko co się rusza wracam do pierwotnej wersji.Ta,choć podczas wojny,była najlepsza.
"We will fight to the death" ♥






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy